Spędzili sylwestra w Sydney (zazdroszczę). Zachwyciła ich Great Ocean Road, kangury, koale i radosny sposób bycia Australijczyków. Już myślą o powrocie.
Ola i Łukasz, „sierotki” po korporacji, w kilkumiesięcznej podróży życia, w poszukiwaniu nowych wrażeń i doświadczeń. Mają naturę podróżników. Przez ostatnie lata udało im się odwiedzić wiele cudownych miejsc na pięciu kontynentach. Prowadzą blog pod-palmami.pl, co sugeruje, jakie miejsca są w centrum ich zainteresowania: egzotyka i ciepły klimat, chociaż… zdarzają się wyjątki.
Kiedy byliście w Australii i na jak długo?
Łukasz: W Sydney wylądowaliśmy dokładnie w sylwestra przed południem. Perspektywa zobaczenia na żywo wielkiego show, jakim jest przywitanie Nowego Roku w tym mieście, była zbyt kusząca, by ją sobie odpuścić, nawet jeśli wiązało się to z dodatkowymi kilometrami.
Ola: A już dwa dni później ruszyliśmy w drogę, przemierzając spory kawałek Australii przez ponad trzy tygodnie do 25 stycznia 2016 r.
Jak wyglądała trasa Waszej podróży?
Ola: Staraliśmy się zobaczyć jak najwięcej w stosunkowo niedługim czasie. Z Sydney ruszyliśmy na północ przez góry Dorrigo, Waterfall Way aż do Tin Can Bay i Rainbow Beach mijając po drodze Sunshine Coast. Następnie zawróciliśmy i kierowaliśmy się na południe wzdłuż wybrzeża przez Brisbane, Gold Coast, Coffs Harbour i Newcastle. Dalej Góry Błękitne, przez Canberrę znów na wschodnie wybrzeże, potem Góry Śnieżne ze szczytem Kosciuszko i wzdłuż południowego wybrzeża do Melbourne, i na Great Ocean Road.
Łukasz: Łącznie przejechaliśmy 6.200 km, a każdy przebyty kilometr wart był widoków, jakie podziwialiśmy po drodze. Z Australią pożegnaliśmy się na lotnisku w Melbourne.
Z jakiej formy transportu i noclegów korzystaliście po drodze?
Łukasz: Poruszaliśmy się wypożyczonym samochodem. Ciężko moim zdaniem byłoby nacieszyć się widokami, nie mając do dyspozycji samochodu; niektóre atrakcje są zbyt odległe jak na dojazd komunikacją publiczną.
Ola: Zatrzymywaliśmy się na kempingach – zarówno płatnych jak i bezpłatnych. Tuż po przyjeździe zaopatrzyliśmy się w pełen ekwipunek niezbędny do w miarę komfortowego obozowania.
2 ulubione miejsca z podroży, do których moglibyście wrócić
Ola: Lone Pine Koala Sanctuary w Brisbane. Wyjątkowe miejsce, gdzie można spotkać wszystkie ważniejsze gatunki zwierząt charakterystyczne dla kontynentu. Można pogłaskać kangura, wziąć na ręce koalę, poobserwować diabła tasmańskiego podczas (jego) obiadu, przyjrzeć się z bliska dziobakowi i krokodylom, a nawet „strzelić” selfie ze strusiem.
Łukasz: Ja z przyjemnością wróciłbym na Great Ocean Road. Już ta trasa pokazuje prawdziwe bogactwo natury Australii. A ponieważ pierwszego dnia padało, to nie mogliśmy się w pełni nacieszyć widokami i odczuwam pewien niedosyt, szczególnie, że pod koniec podróży gonił nas już trochę czas.
2 rzeczy, za które najbardziej polubiliście Australię
Łukasz: Przede wszystkim ogromna różnorodność krajobrazów. Od lasów deszczowych, wodospadów, poprzez urokliwe góry, piękne plaże, aż po bajecznie kolorowe klify i cudne zatoki. Trochę tak, jakby Australia miała wszystkie krajobrazy świata w pigułce. No może poza bardzo wysokimi górami. Poza tym – chociaż to może efekt przebywania przez kilka miesięcy w Azji – miło było znaleźć się w miejscu tak uporządkowanym, zadbanym, dobrze zorganizowanym, gdzie nie trzeba się bać przechodzenia przez ulicę. Australia naprawdę sprawia wrażenie miejsca przyjaznego do życia.
Ola: Kangury i koale! Zobaczyć je na żywo, to frajda. Zobaczyć w takich ilościach i to w ich środowisku naturalnym – to prawdziwe szczęście. A patrzeć na to, jak stado kangurów trzyma wartę przy naszym namiocie w wieczór poprzedzający nasz wyjazd – to już było naprawdę wzruszające. Natura Australii naprawdę zachwyca.
2 rzeczy, które Was w Australii najbardziej zaskoczyły
Ola: Nie spodziewaliśmy się takiej sympatii, pogody ducha i otwartości w stosunku do gości z innych krajów. Początkowo z zazdrością patrzyliśmy na uśmiechy rozdawane na lewo i prawo, by szybko włączyć się w ten pozytywny nurt. Do dzisiaj zresztą często powtarzamy sobie w różnych sytuacjach: „no worries” 🙂
Łukasz: A ja nie ukrywam, że spodziewałem się wyższych temperatur. Naczytaliśmy się o trudnych do wytrzymania upałach podczas australijskiego lata, a tymczasem (oprócz upałów, które też nas dopadły) bywały noce i wieczory, szczególnie w górach, kiedy było naprawdę zimno (zaledwie 10 stopni). Nie zdziwię się, jeśli przeczytam gdzieś niedługo, że było to najchłodniejsze lato w Australii od iluś tam lat 🙂 Ale i tak warto było się poświęcić. A z rzeczy bardziej przyziemnych: po ośmiu miesiącach tułania się po Azji natrafiliśmy zupełnie przypadkiem na polskie produkty w sklepie. Bigos, krówki i piwo Żywiec po kilku miesiącach przerwy smakowały naprawdę wybornie 🙂
2 rady dla wybierających się do Australii
Ola: Nie trzeba tak bardzo bać się kosztów. Australia sama w sobie nie jest co prawda tania, ale dzięki pójściu na pewne kompromisy jest całkiem dostępna dla przeciętnego podróżnika. Sporo zresztą na temat kosztów i sposobów na ich obniżenie piszemy na naszym blogu.
Łukasz: Zabierzcie ze sobą trochę cieplejszych ubrań. Kangury mają futerko, a Wy możecie trochę przemarznąć, nawet w lecie. I uważajcie podczas jazdy na skaczące tuż przed samochodem kangury. To zdecydowanie większy problem niż ruch lewostronny.
Co chcielibyście zobaczyć lub zrobić jeśli kiedyś tu wrócicie?
Ola: Nie „jeśli”, tylko raczej „kiedy” 🙂
Łukasz: Już myślimy o ruszeniu w dalszą trasę. Tym razem chętnie zapuścilibyśmy się w rejony zachodniego wybrzeża, startując prawdopodobnie z Perth. Tylko jak połączyć to z Ayers Rock? To spora odległość, a warto byłoby zobaczyć ją na własne oczy.
Jak dostaliście się do Australii i jaki był średni koszt Waszej wyprawy?
Sporo o kosztach (w podziale na kategorie) piszemy na naszym blogu, co, mamy nadzieję, pomoże innym zaplanować budżet wyprawy. Na pewno na ograniczenie kosztów w naszym przypadku wpłynął fakt, że lecieliśmy z Kuala Lumpur (tam też wróciliśmy, by kontynuować wojaże w Azji). Z Polski byłoby zdecydowanie drożej.
Autorzy: Ola i Łukasz
Blog: Pod Palmami
Wszystkie zdjęcia zamieszczone powyżej, w rozmowie z Olą i Łukaszem, pochodzą z ich prywatnych zbiorów i są ich własnością. Korzystanie ze zdjęć autora bez