Ślązacy, Ewa i Wojtek, do Melbourne przyjechali realizować swoje marzenia. Jakie? Ewa od zawsze chciała zwiedzić Australię, a Wojtek poszedł nawet kawałek dalej i pozwolił sobie marzyć o Nowej Zelandii. A, że marzenia trzeba realizować…
W Melbourne, gdzie Wojtek kończy studia doktoranckie, mieszkają od dwóch lat. Cieszą się życiem i podróżują, a swoimi refleksjami dzielą się na blogu Powsi-noga. Dziś opowiadają o swoim Melbourne i okolicach.
NORTHCOTE – NASZA DZIELNICA I UZALEŻNIENIE OD KAWY
Northcote to nasze podwórko, dzielnica położona w północnej części miasta, uznawana za nieco hipsterską. To ponoć jeden z bardziej dynamicznie rozwijających się rejonów Melbourne. Pełno tu świetnych knajp serwujących potrawy z całego świata i kafejek z naprawdę wyśmienitą kawą (przed wyjazdem do Australii Ewa kawy nie piła, teraz jest uzależniona, zresztą ja też; o czymś to śiwadczy). Znajdziemy je głównie wzdłuż High Street. Nasze ulubione miejsca to kawiarnia Brother Babba Budan na Lt Bourke St oraz Capitans of Industry przy Somerset Pl. W tej ostatniej znajduje się także modny szewc i miejski „barber”, czyli golibroda.
KNAJPY, CZYLI CO SIĘ JADA I GDZIE
Oprócz kawiarni, lubimy też restauracje. Bo choć nie jesteśmy zafiksowani na punkcie jedzenia, lubimy próbować. W związku z tym, że często nie chce nam się po prostu gotować (ok, niech Wam będzie, w sztuce kucharskiej nie jesteśmy biegli), nasze zwiedzanie nieodłącznie związane jest z gastronomią. My jemy z reguły wege, ale w Melbourne każdy znajdzie coś dla siebie i dla swojego portfela.
Na Brunswick, wzdłuż Sydney Road, można skosztować jedzenia bliskowschodniego. Najlepsze są tu knajpy libańskie, lubimy Bakery i Tiba’s Restaurant. Na Fitzroy, przy Smith Street, rządzą restauracje meksykańskie (lubimy np. Trippy Taco), a przy Brunswick Road znajdziemy dobre punkty z pizzami i tajskim jedzeniem, np. Shawcross pizza oraz Yong Green Food.
Chińska dzielnica znajduje się w samym centrum (CBD) i oferuje jedzenie z różnych części Azji. Jest w czym wybierać! My najczęściej chodzimy na klusko-pierogi do Shanghai Street lub Dumpling House na Little Burke street. Na malezyjskie curry laksa wybieramy Flemington (Chef Lagenda). Gdy mamy ochotę na kuchnię marokańską, zaglądamy na St. Georges Road (Moroccan Soup Bar).
Jest jeszcze jedna fajna rzecz w Melbourne, tzw. restauracjo-jadłodajnie działające na zasadzie datków, np. Lentils as Anything, mieszczące się w Abbotsford Convent oraz w St. Kildzie. Tyle o jedzeniu. Zgłodnieliście?
Jeśli macie za sobą podroż o Australii, albo jeśli tu mieszkacie i chcecie opowiedzieć o swoich przygodach – napiszcie na whereisjuli@gmail.com
ROWEREM PO MELBOURNE
Melbourne to raj dla rowerzystów. I dobrze, bo rower to mój (Wojtka) podstawowy środek transportu. Miasto poprzecinane jest setkami kilometrów ścieżek rowerowych, które często wiją się wzdłuż rzeki i strumyków, nierzadko podwieszone są pod mostami czy wiaduktami, połączone są bezkolizyjnymi skrzyżowaniami.
Jeśli chcecie wypożyczyć rower, w Melbourne zrobicie to bez problemu. Ulicznych punktów, gdzie można je wypożyczać jest wiele. Użytkowanie jest proste, za pomocą karty kredytowej trzeba w maszynie (stacji dokującej) wykupić odpowiedni pass i można jechać. Pamiętajcie, noszenie kasków rowerowych jest obowiązkowe w Australii!
Prócz rowerowej rekreacji, staramy się czasem biegać. Z reguły biegamy wzdłuż potoku Merri Creek. Co fajne, w mieście wszędzie dostępne są darmowe wodopoje. W Australii można pić wodę z kranu (ta butelkowana jest paskudnie droga), więc uzbrójcie się bidon, albo pustą butelkę.
NASZE ULUBIONE PARKI NARODOWE WOKÓŁ MELBOURNE
I choć lubimy Melbourne, staramy się jak najwięcej czasu spędzać w otoczeniu przyrody. Od pierwszego wejrzenia zakochaliśmy się w australijskim buszu. Natura w Australii jest magiczna! Wrażenie potęguje wszechogarniający zapach eukaliptusowych olejków eterycznych. Nasza ulubiona odmiana pachnie… cytrynowo.
Regularne zwiedzamy parki krajobrazowe Wiktorii, chodzimy po buszu i po górach. Takich atrakcji, w niedużej odległości od miasta nie brakuje.
Werribee George
Jedno z naszych ulubionych miejsc to Werribee George. Zwiedzanie go miejsca przywodzi na myśl scenerie z amerykańskich filmów przygodowych z lat 80, ciągnie się w wąwozie, dostarcza niesamowitych wrażeń nie tylko wzrokowych. Najpierw chodzi się górą wąwozu, po czym schodzi się na jego dno, gdzie znajduje się mała plaża. Można tu spotkać koale i kolczatki.
Lerderderg Park i Wilson’s Promontory National Park
Lubimy też Lerderderg Park (przepiękny busz intensywnie pachnący eukaliptusem, z prostymi niewymagającymi ścieżkami) no i Wilson’s Promontory National Park. Tzw. Wilson’s Prom to kultowe miejsce w Wiktorii, park pełen atrakcji. Trekking wymaga przechodzenia przez strumienie (należy liczyć się z kalendarzem przypływów), długich marszy plażami wzdłuż oceanu, no i najważniejsze, ilość odwiedzających jest limitowana, wiec można poczuć się prawdziwym odkrywcą! Wilson’s Prom to jeden z najpiękniejszych parków w Australii, wciąż niedoceniany przez zagranicznych turystów.
Wyperfeld National Park
Na naszej top liście jest jeszcze Wyperfeld National Park. To miejsca to mieszanka terenów pustynnych i lasów. To tu spotkaliśmy strusia!
Great Otway National Park
Great Otway National Park to kolejne cudowne miejsce na spacery, niedaleko Mlebourne. Chodzenie po górach z widokiem na ocean, to jest coś.
Alpine National Park
Fajny jest też Alpine National Park, przypomina trochę nasze polskie wyższe Bieszczady.
Great Ocean Road
Jednym z naszych ulubionych miejsc w okolicach Melbourne jest Great Ocean Road, czyli chyba największa atrakcja turystyczna stanu Wiktoria. To przepiękna droga, która ciągnie się wzdłuż południowego wybrzeża i oferuje zapierające dech w piersiach widoki. Często tam wracamy, odnajdując za każdym razem coś nowego. Ważne – wycieczek na Great Ocean Road najlepiej unikać w weekend. Są tam wtedy prawie tłumy.
PLAŻE W OKOLICY
Dużo wolnego czasu spędzamy na plaży Gunamatta na półwyspie Mornington. Jest ona oddalona od centrum Melbourne o godzinę drogi, ale to plaża nad oceanem, a nie nad zatoką (Melbourne położone jest nad zatoką i wszystkie plaże tuż przy mieście, np. w dzielnicy St. Kilda leżą właśnie nad zatoką). W Gunamatta często jesteśmy zupełnie sami najcudowniejsze. Czytamy książki, piknikujemy i patrzymy na wielkie fale. Plaża znajduje się po oceanicznej stronie zatoki na południe od Melbourne, należy kierować się w stronę popularnego miejsca Cape Schank; niestety droga zajmuje półtorej godziny.
CZEGO NIE LUBIMY W MELBOURNE
Są dwie rzeczy, które przeszkadzają nam w Melbourne: hałas i nierespektowanie czyjeś prywatnej przestrzeni (choć mogłoby się wydawać, że przestrzeni akurat jest tu pod dostatkiem). Nie przestaje nas zadziwiać, gdy na prawie pustej plaży, ktoś siada tuż koło nas i zaczyna rozmawiać głośno przez telefon. A wokół tyle pustego miejsca! No i motory. Nie ma tu chyba limitu emisji decybeli, więc zdarza się, że w środku nocy ktoś przemyka pod naszym oknem, a my z wrażenia siadamy na łóżku.
MIESZKAŃCY I BEZPIECZEŃSTWO
Mieszkańcy Melbourne są niezwykle przyjaźni, pomocni i otwarci na emigrantów. Czujemy się tutaj bezpiecznie, choć raz skradziono nam samochód…. Jak się później okazało został on tylko „pożyczony” na tzw. „joy ride” i po tygodniu się znalazł. No tak. A gdzieżby mieli go przeszmuglować?
W Melbourne mamy też swoją polską grupę, Meet-Up. Jest nas około 12 osób. Spędzamy razem sporo czasu, organizujemy wspólnie imprezy, jeździmy na wycieczki, pływamy na surfingu, czy chodzimy na ściankę wspinaczkową. To jest bardzo ważne na emigracji.
W Melbourne nie można się nudzić! O nie. No i te zachody słońca…
Wszystkie zdjęcia zamieszczone powyżej, w rozmowie z Wojtkiem, pochodzą z jego prywatnych zbiorów i są jej własnością. Korzystanie ze zdjęć autora bez jego wiedzy jest zabronione (Dz. U. Nr 24, poz. 83).