Mam 34 lata (prawie) i po raz 4 w życiu rzucam stałą pracę. Duszę się w niej od dłuższego czasu i czuję, że odbębniam dzień za dniem.
Zrobiłam swoje dla nich. Oni zrobili dla mnie. Aż wreszcie przestałam dawać i brać. Co za strata czasu!
Jednak rozsądek podpowiadał — stabilizacja (też ta finansowa) jest niezbędna. Otoczenie wtórowało temu szeptowi w mojej głowie. Bo przecież tak trzeba. A ja poniekąd się zgadzam.
Etat daje poczucie bezpieczeństwa i gwarancję zapłaconych rachunków, a stałe dochody — wolność. O ironio!
To nie dla mnie
Tylko że ja się nie wpisuję w ten schemat „od do”, tabelki do odhaczania zadań i kwartalne plany. Nigdy się nie wpisywałam. Mniej więcej do godziny 11:00 rano jestem bezużyteczna. Potem mam ochotę wysadzić w powietrze kilka programów komputerowych, które chcą usystematyzować mój dzień i sposób myślenia, reguły tzw. micro managementu (nie toleruję tego idiotycznego zjawiska), aż wreszcie rzucam pomysłami, bo budzi się we mnie niespodziewana kreatywność i mknę jak burza, ogarniając chaos (to do lists też nie toleruję). Potem znowu się wyłączam, a głowa budzi się pod wieczór.
Chociaż zmiennych jest tu mnóstwo, a ja może kiedyś zmienię zdanie?
A co jest dla mnie?
Hula we mnie dusza niedoszłej hipiski i trochę artystycznych genów. W sumie nie wiem, skąd się wzięły. Może od sąsiadki, z którą tańczyłam w polu? A może od rodziców, tylko że oni powyższe zaakceptowali lepiej niż ja?
Pomysłów mi nie brakuje, szybko się nudzę i miewam słomiany zapał. To chyba nie brzmi zachęcająco…
Na swoją obronę (chociaż to głupio brzmi, bo przed czym tu się bronić) – robię, nie tylko gadam. I to na całego, bo nie lubię półśrodków. Mimo że często działam spontanicznie, skrupulatnie przygotowuję sobie teren pod każdy kolejny ruch.
I co teraz?
Przygotowałam i pod ten. Pomogło też szczęście (nie ukrywam, że często mi sprzyja) i okazuje się, że w pierwszym miesiącu bez etatu będę w domu 5 dni, a bez pracy w sumie 12. Niezwykłe zlecenie (a właściwie to zleceniodawca) wysyła mnie na wyspy Pacyfiku, a potem ponownie wchodzę w rolę przewodnika i ruszam z grupą na podbój Australii. W międzyczasie wracam do intensywnego pisania, fotografowania, układania planów podróży dla innych i na freelancerski rynek social mediowych specjalistów (jeśli potrzeba wam tekstów, zdjęć i kogoś, kto zbuduje społeczność w sieci, wiecie, gdzie mnie szukać; wakacje w Australii też zaplanuję, a nawet po niej „oprowadzę”).
Mój narzeczony (prawie mąż) bierze niemal 5 miesięcy (płatnego) wolnego. Po 10 latach w jednej firmie należy mu się i też ma potrzebę na złapanie oddechu.
Tak, to kolejny rok zmian.
Zmiany są trudne na początku, skomplikowane w międzyczasie i cudowne na końcu
Cieszę się, bo uważam, że zmiany są potrzebne. Kto powiedział, że przez całe życie trzeba robić to samo? Że trzeba mieszkać w tym samy miejscu? Że praca to tylko ta „od do”?
No ktoś powiedział, a my wszyscy w to bezmyślnie uwierzyliśmy.
Fantastycznie, jeśli ktoś chce całe życie zajmować się jedną rzeczą. Tak samo fantastycznie jest, gdy ktoś inny chce zmieniać profesję i kierunek swoich działań.
Cudownie, gdy ma się swoje miejsce na ziemi i nie zamieniłoby się go na żadne inne. Tak samo cudownie jest, gdy ma się kilka tych “swoich miejsc”, albo czasem się je zmienia.
Super, jeśli lubi się ułożony tydzień i pracę w ramach. Tak samo super jest, gdy od ram woli się ich brak.
Bo w końcu nie wszyscy jesteśmy tacy sami, prawda?
Nieraz myślałam, że nie pasuję, że coś ze mną nie tak, bo ciągle szukam. Szłam z prądem, a potem nagle skręcałam pod. Mówiłam głośno, z czym się nie zgadzam i co myślę, a niebo grzmiało.
To nie niebo grzmiało tylko jakiś wewnętrzny głos, który zamiast najpierw wsłuchać się w moje myśli, powtarzał te z zewnątrz i sprowadzał na zły tor.
Dziś już wiem, że pasuję. Tylko po prostu na życie mam inny plan. I wiem, że z tym planem wszystko gra. A może nie pasuję i zwyczajnie to zaakceptowałam?
O podobnych rozkminkach u Hanki z bloga Plecak i Walizka – Rozmowa ze sobą o przyszłości, czyli o samoakceptacji ) ?
Jaki jest nasz plan na ten rok?
Więc tak.
Zaproponowaliśmy znajomym, żeby wprowadzili się do nas, a przy okazji doglądali domu pod naszą nieobecność.
Bierzemy ślub i robimy polskie wesele. Nasze potrzeby spotykają się gdzieś pośrodku, bo w końcu związek do sztuka mądrych kompromisów.
Potem ruszamy kamperem przez Europę. Będziemy popijać wino i zajadać francuskie sery. Szukać duchów w szkockich zamkach i odpoczywać na włoskiej wsi. Ruszymy niespiesznie bezdrożami północnej Australii, aż wreszcie wrócimy do naszego domu.
Lubimy go. Lubimy naszą kanapę i taras. Lubimy zdjęcia na ścianach i zielone kwiaty, które rosną ostatnio jak szalone. Lubimy być u siebie. Bo ważne jest, żeby w tym wszystkim znaleźć równowagę.
A za kilka miesięcy przyjdzie kolejny rok. Rok kolejnych zmian.
„Nie zatrzymuj się w porcie, bo nie zobaczysz cudownego morza. To, że wszyscy inni zakotwiczyli, nie znaczy, że ty też musisz.”, Joyce Rachelle.
O szczegółach naszych planów już wkrótce. Możemy obiecać, że nie będziecie się z nami w tym roku nudzić. I nie bójcie się zmian. Jeśli oczywiście macie na nie potrzebę.
Jak super, że jest nas więcej. Czytając Twój wpis i komentarze zdaję sobie sprawę, że nie tylko ja tak mam. A czasami mi tak się wydawało. 🙂
Jestem po 2 miesięcznej podróży po Australii,w której się zakochałam. Wzięłam urlop,ale teraz za bardzo nie chce mi się wracać do pracy “od do”. Wychodzę z założenia, że życie podsuwa najlepsze rozwiązania,ale trzeba umieć podjąć odważną decyzję. Życzę Wszystkim tej odwagi w Nowym Roku.
Tekst trafia w samo sedno! Poczułam jakbyś siedziała w mojej głowie i przelewała moje myśli na papier. Nie każdy musi iść przez życie zgodnie z obowiązującym schematem. Niektórzy muszą zboczyć ze szlaku, zgubić się, aby potem móc się odnaleźć. Też kiedyś mi się wydawało, że nie pasuję do reszty społeczeństwa, że coś jest ze mną nie tak, bo nie potrafię usiedzieć w miejscu. Teraz wiem, że każdy jest inny i najważniejszą rzeczą jest życie w zgodzie ze sobą! Niedługo zamykam jeden etap swojego życia, aby rozpocząć kolejny. Boję się strasznie, ale jednocześnie czuję niesamowitą ekscytację. Ale przecież trzeba spróbować, żeby się przekonać 🙂
Pozdrawiam, Magda.
Bardzo podoba mi się twój styl pisania tekstów. Cieszę się, że tu trafiłam! Osobiście uważam, że nie ma co się męczyć w danym miejscu, jeśli nam nie odpowiada. W życiu mamy mnóstwo możliwości. Jedyne czego nam czasami brakuje to odwagi w podjęciu decyzji.
Bardzo dziękuję za ten miły komentarz. Cieszę się, że dobrze się czyta. I, że się zgadzamy.
Też tak czasami mam a właściwie coraz częściej. Możnaby pomyśleć, że takie podejście albo się ma albo nie a ja czuję, że “kiełkuje” we mnie ta myśl, że bycie na smyczy korpo świrów nie jest dla mnie. Bezsensowne telco, robienie planów, które nie mają sensu i kolorowych prezentacji, które są ważniejsze od efektów to tak jakby praca była zupełnie bez sensu. Jak chomik, który biegnie ale nigdzie nie dociera. Ja w wolnych chwilach tworzę strony i portale ale to zaczyna być zbyt mało… może kiedyś też rzucę to w cholerę i wyjadę na Phuket albo na Maltę. Te dwa miejsca sobie upatrzyłem 🙂 Ale na razie trzeba płacić rachunki i obserwować fajne blogi 🙂
Powodzenia we wszystkim co robicie 🙂
Jak dobrze, że to napisałaś. Ja notorycznie borykam się z tym uczuciem, że jakoś wszędzie pasuję inaczej 😉 Że tak jak wspominasz wmówiono nam pewien schemat życia, ale jeśli od niego odbiegam to znaczy, że coś mi nie poszło. Cieszę się, że udało nam się zobaczyć w Cieszynie, chociaż na tą krótką chwilę. Życzę Ci nie tylko wspaniałego ślubu, ale przede wszystkim dalszego życia po nim. Niech będzie równie piękne co dotychczasowe. Serdeczności 🙂
Polskie wesele – super i już gratuluję! 😀 Planowanie wesela na odległość, to strasznie trudna sztuka, też to przerabiałam mieszkając w UK.
Co do cytatu o zmianach – to znam go, tyle że w wersji angielskiej od Robin Sharma 😉 i całkowicie się z nim zgadzam.
Jeśli chodzi o słomiany zapał, to myślę, że coś takiego nie istnieje 😉 tak się określa moment kiedy próbuje się robić coś, co nie do końca nam pasuje albo mamy wobec tego wątpliwości. Takie moje luźne przemyślenia życiowe, bo też tak o sobie kiedyś myślałam 😉
Świetnie! Na pewno będę śledzić i oczywiście mocno trzymam kciuki za powodzenie 😉
Fantastycznie! Będę śledzić Wasze przygody. Życzę niezapomnianych wrażeń! Brisbane jest w planach 🙂 może w przyszłym roku 🙂
Już się cieszę na te zmiany i że możemy w tym uczestniczyć 🙂
W końcu ślub i polskie wesele. Gratki dla Was. Jak będziecie w Polsce zapraszamy do nas.
Zmiany są dobre, obie to wiemy! 🙂 trzymam kciuki za ten rok i wszystkie nadchodzące wydarzenia, noooo, i widzimy się w Cieszynie? 😀 😀
Oby plany się udały 🙂 I by zapał nigdy nie był słomiany 🙂
Nigdy! Dziękujemy 🙂
Ale super! Trzymam kciuki za wszystkie plany, na pewno będzie jeszcze lepiej, niż myślicie. Zrobimy Ci w Cieszynie mały panieński, ok? 😛
Chyba nie mam wyboru 😉 ?
<3 brzmi jak to, co zrobiłam w lipcu poprzedniego roku. micro management ssie tak bardzo, inaczej tego nie da się skomentować. liczenie drogocennych dni urlopu sscie jeszcze bardziej. pracowanie o godzinach, kiedy mózg nie działa jest bez sensu. paradoksalnie, rzucenie etatu i przejście na swoje u mnie oznacza o wiele więcej efektywności i pracy. i sensu we wszystkim. cieszę się, że jest nas takich "nieprzystosowanych" więcej. pozdróweczki z poznania:)
Och tak! I jedno i drugie ssie jak nie wiem. Miałam to szczęście, że firma była naprawdę super – miałam wolne piątki, przez miesiąc pracowałam z biura w Manili, i nigdy nie odmówili mi wolnego, ale – też ciężko sobie na nie zapracowałam. Po prostu przyszedł czas, żeby iść dalej, bo uczucie, że traci się i swój i czyjś czas jest do kitu. Trzymam za Ciebie kciuki, a Ty trzymaj za moje! No i może spotkamy się w kwietniu w Cieszynie?
Ale wspaniałe wieści i plany na nadchodzący rok! Trzymam mocno kciuki za ich realizację i mam nadzieję, że zobaczymy się, jak będziecie w Europie! Zapraszam do Cieszyna i do Pragi <3
🙂 I ja mam taką nadzieję. Planuję odwiedzić w kwietniu Cieszyn. Będziesz?
Dla mnie to też będzie rok zmian, o ile uda się dostać wizę work&holiday. Jeśli tak – Australio, nadciągam! 🙂
Woohooo! Trzymam kciuki (i kangury też) 😉
Życzę wszystkiego dobrego na nowych ścieżkach życia zawodowego. Dla mnie ten rok to również czas zmian i wielkich wydarzeń. Od 1 marca zaczynam nową pracę, w połowie marca jadę na czterotygodniowe szkolenie do Niemiec w związku z nową pracą a pod koniec roku planuję spełnić swoje chyba największe marzenie, czyli podróż do Australii 🙂 W tej chwili zrobiłem jedynie bardzo wstępny harmonigram mojej podróży. Wstępny, ponieważ nie wiem, czy w nowej pracy dostanę “ciurkiem” 3,5 urlopu pod koniec roku (na przełomie grudnia 2019 i stycznia 2020).Zobaczymy… Postanowiłem całą podróż do Australii zorganizować sam. Mógłbym zlecić przygotowanie jej komuś innemu, ale po co? Samodzielne przygotowanie takiej wyprawy jest z pewnością czasochłonne i skomplikowane, ale jaka potem satysfakcja, gdy już podróż się uda. Życzę wszystkiego dobrego i być może do zobaczenia w kraju moich marzeń 🙂 Pozdrawiam serdecznie
Super!I zmiana pracy super, i podróż do Australii – super. Jestem pewna, że będziesz zachwycony. I mam nadzieję, że mój blog i książka przydadzą się w planowaniu 🙂 Pozdrowienia z Brisbane. Kangury czekają.
Julio, najważniejsze to rozumieć siebie i żyć w zgodzie ze sobą. Każdy jest inny! I też nie wiem dlaczego wszyscy niezależnie od charakteru, starają się wpasować w jeden, ogólnie przyjęty model. Choć chyba jestem Twoim przeciwieństwem jeśli chodzi o temperament, bo nawet lubię tę moją “od-do”, ale to też dzięki sympatycznym ludziom, z którymi pracuję. Najbardziej doskwierają mi dojazdy (prawie 2 godz. dziennie). Marzę o dłuższym pobycie w Europie i porządnym eurotripie. 🙂 Bardzo jestem ciekawa ile taka podróż kosztuje? Czy mogłabyś się podzielić informacjami na temat wynajmu kampera, noclegów w różnych krajach, gdzie się stołujecie (albo co gotujecie) i na jakie koszty w sumie się nastawić? Chciałabym odbyć taką podróż za jakiś czas 🙂 ale zawsze się martwię – czy starczy urlopu, czy starczy pieniędzy, czy będzie zgrzytanie zębów po powrocie, bo życie w Australii jest drogie, bo kredyt, itd… Pozdrawiam z Perth 🙂
hej hej druga strono kontynentu 🙂 Dokładnie – wszyscy jesteśmy inni, i pozwólmy sobie na to 🙂 Na pewno będziemy pisać o Europie – robimy relokację kampera, więc dzięki temu będzie nieco taniej. Cudownych podroży i do zobaczenia! Gdzieś w drodze. Nie wybierasz się do Brisbane?
Super! W zeszłym roku miałam podobne uczucie u siebie w pracy. A zdanie “Zmiany są trudne na początku, skomplikowane w międzyczasie i cudowne na końcu” jest najprawdziwsze. Bardzo się cieszę na Wasze plany. Z chęcią będę obserwować podróż i ślubne migawki.
PS. Też bardzo lubię swój dom, choć w przypadku przeziębienia mam go najzwyczajniej w świecie dość.
Buziaki
Na początek – zdrowia! Wysyłam dużo słońca z Brisbane, bo mamy nadmiar 😉 Tak właśnie jest ze zmianami – ale przede wszystkim nie można się ich bać. Dziękujemy za wsparcie!