Każdy Ci mówi – spełniaj marzenia! Krzyczą telewizory, internety, kampanie reklamowe i mądre przysłowia. Ale skąd wiesz, że to o czym marzysz, to jest to, co powinieneś spełniać? Bo może powinieneś zamarzyć o czymś, o czym nigdy wcześniej nie marzyłeś…?
Czy warto mieć marzenia?
„Czyli w ciągu trzech lat wszystko się może zmienić?”, zapytała.
Tak, wszystko.
Całe twoje życie, o którym myślisz, że jest takie, jak być powinno, może się zmienić. Może się zmienić życie, które jest takie jak chcesz, żeby było. Na tamtą chwilę. Mogą się zmienić twoje pasje i zainteresowania. Nagle, może się okazać, że to, co lubisz ma pozostać wspomnieniem, a to co masz pokochać, dopiero się wydarzy. Może się zmienić twoja praca, potrzeby i przyzwyczajenia. Mogą się zmienić ludzie, którymi się otaczasz i ci, których z tego otoczenia wybierasz. Możesz się zmienić TY.
Tylko zrób coś, o czym nigdy wcześniej nie marzyłeś
Każdy marzy o podróży dookoła świata!
Nie ja. Znaczy teraz już tak, marzę o kolejnej i jeszcze następnej. Nieustannie chcę podróżować.
Ale nie, nie zawsze tak było. Nie mam tego we krwi. Nie kręciłam globusem po nocach, zastanawiając się, gdzie tym razem się zatrzyma. Nawet go chyba nie miała. Nie miałam też mapy świata na ścianie, ani podróżniczych książek z wyblakniętymi od czytania literami. Jeszcze trzy lata temu nie marzyłam o podróży dookoła świata. I tak zupełnie szczerze, to nie wiem czy taka myśl przeszła mi kiedykolwiek przez głowę.
W ogóle nie marzyłam o podróżowaniu. To nie była moja bajka.
Pracowałam w telewizji. Przez dobre kilka lat uwiłam tam sobie wygodne gniazdko i wcale nie chciałam się z niego wynosić. To było to, co chciałam robić do końca życia. Oczywiście byłam czasem mniej lub bardziej podirytowana samym miejscem pracy, ale to chyba norma. Bywałam też wkurzona tym medialnym, wewnętrznym bagnem, ale umiałam je obchodzić tak, żeby nie zamoczyć sobie nogawek. Sprawnie mi to szło.
Na wakacje jeździłam na zorganizowane wycieczki z biurami podróży i opalałam się nad basenem. Albo siedziałam nad polskim morzem. Jakoś mnie specjalnie nigdzie nie ciągnęło.
I nawet moja siostra z mężem, którzy po świecie jeździli od lat, nie sprzedali mi podróżniczego bakcyla. Lata temu pokazywali mi zdjęcia z dziewiczego Bali, Karaibów, Wenezueli, Indii, pokazywali bezludne plaże, świeże homary, uśmiechniętych ludzi, a ja – zero wzruszenia. Ściana. Piękne to były zdjęcia i opowieści, ale do posłuchania. Nie chciałam tego przeżywać na własnej skórze.
Pisać, też nie pisałam.
Chociaż, za dawnych czasów, na wszystkich moich szkolnych opowiadaniach widniała piątka z plusem. Łatwo przychodziło i łatwo zapominałam, jak łatwo przychodzi. To akurat było to marzenie, które spakowałam, jak starą rzecz na strychu, ale nigdy nie chciałam się go pozbyć.
Ale do brzegu.
Blogowanie też mi nie szło.
Tak, tak. Przed tym blogiem miał być inny. I nawet powstał na nim jeden wpis. Uwierzycie? To było wtedy, kiedy 3/4 blogów podróżniczych, które istnieją dziś, nie istniało i to miał być blog o podróżach. Jak to?
Na nowy rok postanowiłam sobie, że na jeden weekend w miesiącu będę wyjeżdżać do jednej europejskiej stolicy.
To było 6 lat temu. Postanowiłam robić dla siebie samej coś małego. Nie z miłości do podróży, ale z miłości do siebie samej właśnie.
Stałam się mistrzem w wyszukiwaniu tanich połączeń i samotnych wypadów na weekendy. I jakbym wtedy miała więcej samozaparcia, to pewnie byłabym też mistrzem tworzenia weekendowych przewodników po miastach Europy. Wydeptywałam swoje ścieżki.
I pomyślałam sobie pewnego dnia, że fajnie jest robić coś dla siebie, więc może wyjadę na dłużej niż weekend. A tak serio, do dziś nie wiem, skąd wziął mi się ten pomysł. Szukanie dziury w całym, intuicja, wewnętrzny głos, potrzeba żeby odetchnąć. Nie wiem. Może mi się to przyśniło, a sny to w końcu najcenniejsze podpowiedzi naszej podświadomości (nie bez powodu sen i marzenie w języku angielskim kryją się pod tym samym słowem).
Niedługo potem szczęśliwie przeczytałam, na jakimś angielskim portalu, o biletach na podróż dookoła świata.
To wtedy zaczęłam marzyć o podróży dookoła świata.
Był grudzień 2011 roku. W październiku 2012 roku wyjechałam i nigdy nie wróciłam.
To nowe marzenie może się okazać początkiem drogi, której pragniesz
Nie pracuję już w telewizji i mimo, że czasem za nią tęsknię, nie wyobrażam sobie, że mogłabym to kiedykolwiek robić tak intensywnie, jak kiedyś. Już nie. Już nie chciałabym, tak pędzić. Jestem inna. Inne rzeczy doceniam, innych ludzi potrzebuję wokół. Innej atmosfery.
Lubię kawę z mlekiem. Uwielbiam, i chadzam szlakiem dobrych kawiarni. Wcześniej pijałam sporadycznie espresso. Z cukrem, dziś nie słodzę.
Kręcę globusem, kiedy powinnam już spać i zastanawiam się, gdzie się zatrzyma. Mam mapę świata i chcę jechać wszędzie. Nawet tam, gdzie już byłam. Jeden weekend w miesiącu by mi nie wystarczył.
I mimo, że nadal uwielbiam truskawki, dziś moim ulubionym owocem jest mango.
Wydałam książkę i prowadzę wciąż popularnego bloga podróżniczego.
Lubię spacerować godzinami, wcześniej wolałam mój sportowy samochód.
Kocham las i góry, a kiedyś wolałam plażowanie.
I wolę wydawać pieniądze na doświadczenia, a nie na rzeczy.
Nie oceniam za pomysł na życie, za ubranie, za wykształcenie, za pracę.
Więcej słucham, niż mówię.
Piszę, bloguję i podróżuję. I to kocham najbardziej.
Czy za trzy lata opowiem tą historię na nowo?
Może.
Pomyśl więcej o czymś, o czym nigdy nie marzyłeś. Odważnie. Wyjdź poza swoją strefę komfortu, poza normy, ograniczenia i własne przyzwyczajenia. To nie znaczy, że zaraz masz wszystko rzucać, ale uwierz mi, że jedno nieśmiałe, zupełnie nowe marzenie jest w stanie tak wiele zmienić. Na dobre.
To o czym marzysz? O czym innym?
A mi ostatnio czasem przechodzi przez myśl, czy ta podróż dookoła świata to na pewno jest to, co chcę zrobić i czy to nie jest tak, że marzenie sprzed 3 lat jest już nieaktualne.
Za dwa tygodnie zostawiam pracę w której robiłam to, w czym totalnie się odnajdowałam i w dodatku u boku świetnych ludzi… A tu zaraz się z nią żegnam, zostawiam za sobą moje ukochanie mieszkanie, a przede mną nowe, nieznane, niekoniecznie lepsze… Miałaś podobne obawy przed samym wyjazdem? 🙂
Tak, miałam. Ale chyba to, że ta szybko zebrałam się od pomysłu do realizacji, sprawiło, że nie do końca zdałam sobie sprawę z tego, czego się podejmuję. I to pewnie dzięki temu te wątpliwości były mniejsze. Ale od początku miałam też z tyłu głowy myśl – JEŚLI TO NIE BĘDZIE SIĘ MI PODOBAĆ, JEŚLI PODRÓŻOWANIE NIE OKAŻE SIĘ MOJĄ BAJKĄ, ZAWRÓCĘ. Pamiętaj o tym – zawsze możesz wrócić. To nie jest jakieś wyzwanie, któremu musisz sprostać, nawet jeśli będziesz się z tym źle czuła. Ma Ci być dobrze, a jak będzie źle, to zawsze możesz zawrócić. Nic w tym ujmującego, złego, to żaden wyraz słabości – raczej odwagi – przyznać się przed sobą samym, że to co robi nam nie pasuje i zmienić kurs. Trzeba próbować! Jedź i spróbuję 🙂 Powiedziała ciocia Julia. Kamila – trzymam mocno kciuki!
Czytałam Twojego bloga na bieżąco kiedy pisałaś z podróży dookoła świata i potem dalej posty z życia w Australii, nagle nie wiem co się stało, że przestałam czytać, ale dalej śledziłam Twoje losy na facebooku czy instagramie. Teraz postanowiłam się w końcu zabrać za nadrobienie zaległości, co więcej zaczęłam czytać całego bloga od początku. I przeżywałam wszystkie Twoje emocje na nowo. Doszłam do tego wpisu ( jeszcze trochę i będę na bieżąco) i musiałam skomentować bo tekst jest po prostu świetny.
Ja w przeciwieństwie do Ciebie właśnie o tej podróży dookoła świata marzyłam, potrafiłam nie przespać nocy, bo planowałam trasy.Założyłam nawet bloga, żeby nikt nie zabrał mi mojej nazwy. I tak o to jest od x lat pusty blog. (może powinnam w tym roku zacząć opisywać moje weekendowe podróże? ) Bo póki co aktywna jestem tylko na instagramie (okraglinekwpodrozy). I tak to marzenie sobie cały czas było i jest, odkładane na później, bo to, bo tamto.
W wakacje 2014 pojechałam do Zakopanego, w Tatry, chciałam wejść na Giewont, takie było moje postanowienie, tylko wejść i już. Stało się jednak trochę inaczej, bo coś co miało być tylko jednorazowym wypadem zamieniło się w wielką miłość do gór i do górskich wędrówek. A marzeniem stało się zdobycie Korony Ziemi.
Dalej chcę pojechać w podróż dookoła świata, tu się nie nie zmieniło, wiem, że to zrealizuję, ale nie jest to już moim marzeniem, której jest na pierwszym miejscu, także tak, masz rację, wszystko się może zmienić.
Trochę się rozpisałam wiem, więc już kończę i wracam do czytania następnych Twoich postów).
Pozdrowienia z Gdańska.
Magda
Magdo! Po pierwsze tak bardzo mi miło, że wróciłaś. I, że dotarłaś aż tu. Mam nadzieję, że już nie uciekniesz. Cieszę się też, że tekst się spodobał. Życzę Ci realizacji wszystkich, wszystkich marzeń i rozumiem tą nagłą miłość… 🙂
Julia piekny tekst i dobra motywacja. Ja sie zasiedzialam w irlandii, juz prawie 5 lat. Czas na zmiany! Chce znow poczuc wiatr wolnosci we wlosach.
Dziękuję Eliza! Udanych zmian zatem 🙂
Ja często wracam do czasów przed 2007 rokiem, kiedy absolutnie nigdzie mnie nie ciągnęło i mój świat był w Krakowie. Cały świat w Krakowie, wyobrażasz sobie? Wszystko tu potrafiłem robić i niczego więcej nie potrzebowałem. A potem ruszyłem w świat i mój domek z kart runął, nagle okazało się, że to za mało. A teraz, obok podróży dalekich, wracam do moich małych światów zamkniętych w Małopolsce i staram się odkrywać je tak samo, jak odkrywa najdalsze rejony świata. Wszystko się może zmienić!
No mój cały był w Warszawie, więc w 100% Cię rozumiem. I to prawda, że czasem to co za rogiem jest bardzo wyjątkowe.
Oj, uderzyłaś w odpowiednią strunę – właśnie szykujemy się do kolejnego wielkiego skoku w ciemno. I ta mieszanka strachu i ekscytacji… Podpisujemy się pod tym tekstem wszystkimi czterema ręcoma 🙂
Dziękuję 🙂 I pytam – jakiego? Jedziecie do nas?
Ja 3 lata temu dopiero się wkręcałem – a tak serio to zaczęło się od Węgier, Rumunii i Serbii w ubiegłym roku 😉
I będzie pewnie tylko więcej?
Cześć Julia, zaczęłam czytać twojego bloga od momentu kiedy wyruszyłaś w podróż dookoła świata. Tak bardzo mnie to zafascynowało, że wzięłam udział w Work&Travel i dwa lata pod rząd w 2013 i 2014 pracowałam w USA. W zeszłym roku spełniłam jedno ze swoich największych marzeń, mianowicie pojechałam sama do Meksyku na miesiąc. Nie udzielam się w komentarzach, ale śledzę twoje poczynania na bierząco. Byłaś ( i w sumie nadal jesteś ) jedną z osób, które mnie inspirują i dają wielkiego motywacyjnego kopa. A teraz nareszcie skończyłam studia i planuję kolejną podróż. Znów lecę do Meksyku, tylko tym razem na ślub dziewczyny u której nocowałam za pierwszym razem przez kilka dni. To niesamowite, że dzięki zeszłorocznemu wyjazdowi w grudniu tego roku będę druchną na ślubie w Meksyku! Teraz na samym szczycie listy jest Ausralnia i Nowa Zelandia. A jak już tam przybędę, to przyjadę Cię wyściskać, porozmawiać i podziękować za wszystko co dla mnie zrobiłaś, może nie osobiście, ale dzięki twoim wpisom. Pozdrawiam Cię serdecznie z gorącej Polszy 🙂
Cześć Basiu! Cieszę się bardzo bardzo, że jesteś już tu tak długo. I że zaczęłaś wyjeżdżać 🙂 Czekam na te uściski niecierpliwie! I na kratkę z Meksyku też 😉
Fajny ten blog Wioli…poczytamy…
Poczytajcie 🙂
Julia, pamiętam twojego bloga jeszcze ze starym szablonem, takim prostym. Było coś o Kubie, kiedy zaczęłam czytać. Czasem tu zaglądam, dużo się zmieniło. A co u mnie? Też szaleję i rzeczywiście, jeszcze trzy lata tamu nie myślałam o tym tak bardzo.
pozdrawiam,
Wiola
Ojacie! Nie wierzę, że tak się tu zasiedziałaś Wiola. Ciągle coś się zmienia. nigdy nie wiesz co zastaniesz następnym razem. Podobnie, jak u Ciebie 😉
To zaskakujące jak bardzo zmienia się nasze życie jeśli znajdziemy w sobie odrobinę odwagi.
Właśnie zmieniam swoje!
Pozdrawiam,
Kinga
A ja Ci życzę powodzenia Kinga!
Hej.za 3 lata zlapie CIÉ gdzies i sprawdze co porabiasz (z tekstem tego posta w dloni.)obiecuje! Ale zycze ci zebys bula juz o krok dalej z nowymi marzeniami i starymi wspomnieniami. I moze zwolnisz albo nawet zapauzujesz tak jak ja z malenkim ksieciuniem lub ksiezniczka”przy cycu”…hehe.
Wazne zebys zostala ta sama cudowna dziewczyna ze swoja cudowna miloscia i ochota do zycia!!!
Może tak być 😉 Dzięki Ivon! Bardzo 🙂