Skip to main content


© The Gospo’s

Pamiętnik

Przeprowadzka 3.0

By 12 września, 202410 komentarzy
Przeprowadzka 3.0

Czekałam na tą chwilę, odkąd zamieszkałam w Australii. Na chwilę, w której już jako rodzina ruszymy w drogę, odkrywać ten kraj kawałek po kawałku, całkiem niespiesznie. Na czas, w którym będziemy sobie mogli pobyć w drodze, pobyć ze sobą, zwolnić, bo życie lubi nabierać rozpędu, nawet jak tego nie chcemy, prawda?

A może wcale nie czekałam, bo życie działo się tu i teraz, i było takie fajne, że trudno było znaleźć chwilę na rozważanie o przyszłości?

Tak. Podczas gdy wielu cieszy się etapem kupienia domu i własną przystanią, my zamieniamy nasze sto metrów pięćdziesiąt kwadratowych na dziesięć i z tradycyjnego domu, przeprowadzamy się do przyCzepy. Jedziemy w roczną podróż po Australii, do której rozpoczęcia zostało nam zaledwie kilka tygodni.

Całkiem niedawno, bo niecałe trzy lata temu przeprowadziliśmy się trochę przypadkowo z Brisbane na Sunshine Coast, w miejsce, które absolutnie pokochałam. W miejsce, w którym po wielu latach mieszkania w Australii poczułam się tak bardzo u siebie, gdzie szybko wydeptałam wygodne ścieżki (chodząc boso), gdzie znalazłam dobrych znajomych, gdzie moje dziecko jest najszczęśliwsze, bo ma dużo słońca i dużo natury oraz szczęśliwą mamę. Jest nam tu dobrze. Tylko tyle i aż tyle. Lubimy swój dom, obydwoje mamy ciekawe perspektywy zawodowe, za rogiem szkołę dla syna.

Ale mamy też zdrowie, fundusze, odwagę i tzw. „jaja”, żeby jednak rzucić to wszystko na jakiś czas i pożyć inaczej.

Wiecie, czemu?

Chcę móc w przyszłości powiedzieć do siebie (i do mojego męża): „A pamiętasz, jak kupiliśmy przyczepę i pojechaliśmy w tę długą podróż z malutkim Hugo?”, a nie „A pamiętasz ten pomysł, żeby kupić przyczepę i pojechać w tę długą podróż z malutkim Hugo, którego nigdy nie zrealizowaliśmy?”.

Dziękuję za uwagę. Jeśli to was nie rusza, to nie wiem, co ruszy.

Tak, stabilizacja w życiu jest ważna. Równie ważna, jak odrobina szaleństwa, bo przecież my żyjemy tylko raz. Wszyscy.

W przyszłym rok skończę czterdzieści lat. Pamiętam, jak „wczoraj” mówiłam, że czterdziestolatkowie to starcy. Hello! Jestem tuż za rogiem, a im bliżej do mety, tym mniej mam ochotę na poprawność, reguły, wytyczone ścieżki, a tym bardziej mam ochotę na zjadanie z tej miski życia pełnymi garściami.

Zrobiłam to już raz. Mając 27 lat, wyjechałam w samotną podroż dookoła świata (też w październiku; lubię znaki). Miałam super życie, ale jak ktoś powiedział, kiedyś w jednym z wywiadów „szukałam dziury w całym”. Do dziś nie wiem do końca, dlaczego wtedy zdecydowałam się na ten ruch, po co w sumie mi był, pewnie było dużo zmiennych, których już nie pamiętam, a może to było po prostu tzw., gut feeling? W każdym razie to była najlepsza decyzja i jedno z najciekawszych doświadczeń mojego życia.

Więc niech będzie, że znowu szukam dziury w całym, ale tym razem ciągnę za sobą partnera i trzylatka, i będziemy szukać razem.

Czemu teraz?

Jest nam wygodnie, a gdy jest wygodnie to czas na zmiany, bo zasiedzieć się jest zbyt prosto i wtedy — pstryk — na wiele rzeczy jest już za późno.

Myślimy też o przyszłości syna, który za kilka lat pójdzie do szkoły i to teraz mamy ten ogrom wolności. Wciąż też to my jesteśmy najważniejszymi i najfajniejszymi kompanami jego codzienności. I wiemy też, że czas zasuwa, Hugo rośnie w oczach, a my tak bardzo chcemy wycisnąć każdą chwilę z nim. Oraz nacieszyć się byciem rodziną. Bo wiecie, że (według różnych źródeł), gdy dziecko skończy 12 lat, prawdopodobnie spędziliście z nim już 75% czau, jaki kiedykolwiek dane wam będzie spędzić razem.

Jak to was nie rusza…

Potrzebujemy też zespolić tę rodzinę, bo nie będę was oszukiwać, że ostatnie lata nie były tylko na fali, ale dużo przetapialiśmy się pod powierzchnią. Malutkie dziecko wywraca do góry dynamikę związku. Odkrywa się nowe kości niezgody. Nie ma czasu ani ochoty na zbyt dużo czułości, a ona jest tak bardzo potrzebna. Temat – dziecko i geo potrzeby ponad wszystko.

Dziecko wywraca też „ja” – trzeba zdefiniować się na nowo i to wieczne, wieczne szukanie. Mental load mamy to jest kosmos.

Do tego dwie przeprowadzki. Zakup domu. Inwestycja w rozwój biznesu.

I rodzinne problemy zdrowotne, które emigrant zawsze ma gdzieś z tyłu głowy, aż w końcu przychodzą. Puk puk i trzeba na sygnale lecieć do Polski.

Plus trochę innych zawodów, przepychanek, wyzwań.

Czy ta podroż uratuje i ułoży wszystko? Nie. I nie po to jest. Ale da nam inny, świeży grunt.

A czy ja wrócę do pisania i opowiadania historii?

Tak. Bo bardzo za tym tęsknie i przez długi czas gubiłam się w tym, jak chce opowiadać świat i o czym tak naprawdę chcę opowiadać. Wydawało mi się momentami, że powiedziałam już wszytsko, co miałam do powiedzenia o podróżowaniu, o Australii, o życiu. A teraz wiem, że to nie był czas. Na siłę nic się nie da. Myśl o tym, że będziemy w drodze, sprawia, że po prostu to robię. Piszę. Siedzę teraz w kawiarni, otwieram laptopa i piszę. Tak, jak kiedyś. Nie zastanawiam się wiele nad formą, nad treścią, wylewam słowa, a one jakoś same układają się w płynące zdania, które mają sens. Po prostu w myślach rozmawiam z wami i ze sobą. I się uśmiecham.

Do i was i do siebie.

Mam nadzieję, że znów zabierzecie się ze mną podróż, tak, jak wtedy, 12 lat temu, gdy ruszyliśmy w podroż dookoła świata. Ruszamy w październiku (tak samo jak w podroż dookoła świata; październik jest chyba magicznym miesiącem), najpierw w głąb lądu, w stronę Outbacku, potem do Australii Południowej i wybrzeżem do Australii Zachodniej, gdzie spędzimy długie miesiące, aż wreszcie dotrzemy do Terytorium Północnego. Wtedy minie ten rok i pomyślimy, co dalej.

Zaglądajcie tu. Zapiszcie się do newslettera.
Zaglądajcie na nasz instagram heyjuliaandsam
A może nawet nagram podcast?
I spodziewajcie się nowej książki. Kości zostały rzucone!

Trzymajcie za nas kciuki. 

I bawcie się dobrze!

P.S. Przyczepa nazywa się CZEPA. Swoją nazwę zawdzięcza dwujęzycznemu trzylatkowi, który uważa, że “przy” to zbędny dodatek.

10 komentarzy

  • Daria pisze:

    Julia, jak Ty cudownie piszesz…
    I brawo. Cudowna decyzja, ktora na pewno wymaga odwagi.
    Brawo. Jestescie inspiracja dla innych par! Dzieki za ten wpis i szerokiej drogi 🙂

    • Julia Gospo pisze:

      Cześć Daria! Dziękuję za takie miłe słowa! Serio, to bardzo motywujące. Dzięki i do przeczytania za jakiś czas.

  • Bogna pisze:

    Czekam na więcej postów i rozwoj wydarzeń. I na drugą książkę również. Kości zostały rzucone 🙃

  • Przemek pisze:

    Zapowiada się świetna podróż i do tego powieść w odcinkach. Super.

  • Magda pisze:

    Julia, ja jako blogowy dinozaur czytam! Nie wszystko da się dobrze zmieścić na IG, blogi mają swoje plusy, zdecydowanie 🙂 utożsamiam się z wieloma rzeczami, o których napisałaś. Zdecydowanie trzeba wykorzystywać czas, nie mamy go tyle, żeby wiecznie wszystko odwlekać. I chociaż my akurat jesteśmy w trochę innym miejscu (w którym budujemy swój dom) to na Twoim miejscu zrobiłabym to samo i wcale mnie nie dziwi, że ruszacie właśnie teraz 🙂 trzymam kciuki, żeby 10m2 nie stało się zbyt szybko zbyt małą przestrzenią dla Was 😀 powodzenia! Będziemy śledzić!

    • Julia Gospo pisze:

      Cześć Dino! A ja trzymam kciuki z budowę. I wpadnę przy kolejnej wizycie w okolicy! Uściski ogromne te dla chłopaków.

  • Małgorzata pisze:

    Z doświadczenia mamy licealisty powiem tak: ten pomysł to rewelacja! Najlepszy czas na taką przygodę. Nie trzymam kciuków za jej powodzenie, bo nie muszę. Wiem, że super to sobie ułożycie. No i dotrzecie się jako rodzina, co jest cholernie ważne. A zamiast poświęcać temu lata, zrobicie sobie kurs przyspieszony. Na pewno wyjdzie Wam to na dobre.
    P.S. Nie mogę się doczekać kolejnych wpisów ❤

    • Julia Gospo pisze:

      Mama licealisty brzmi bardzo poważne. Dzięki Gosiek! Niech wyjdzie na dobre 🙂 P.S. Ulubione słowo mojego dziecka ostatnio to “ryba”.

Leave a Reply