Ambon to jedna Wysp Korzennych – roztańczona, barwna i pachnąca. Ma piękne tradycje i bogatą historię. Jest też doskonałą bazą wypadową
Makassar, Sulawesi
Z niedosytem opuściliśmy miasto Palu (tak, chcemy tu wrócić) i ruszyliśmy dalej, na południe wyspy Sulawesi, do zakorkowanego Makassar. Tu znowu zabrakło nam trochę czasu na zwiedzanie, udało nam się jedynie wyskoczyć na wieczorny spacer po mieście. Aż chciałoby się więcej, szczególnie że Makassar było kiedyś jedzeniowym królestwem – to tu mieściła się najdłuższa, uliczna restauracja świata, czyli w rzeczywistości mnóstwo straganów poustawianych wzdłuż krawężnika. Dziś pachnie głównie smażonymi bananami, zwanymi Pisang Epe. Pysznymi.
Makassar w założeniu było tylko punktem przesiadkowym w drodze na Wyspy Korzenne (czy tzw. Moluki) – to stąd można dolecieć do Ambon.
Ambon, Wyspy Korzenne
Ambon to jedna Wysp Korzennych, na której leży największe miasto w okolicy. Zgadnijcie jak się nazywa? Ambon. To tam lądujemy o poranku i przez nowy, pierwszy most w okolicy, Merah Putih, przedostajemy się na drugą stronę.
– A czemu tu spaceruje tyle ludzi? – pytamy przewodnika zaintrygowani tłumami przechadzającymi się po moście.
– Cieszą się i wszyscy chcą zobaczyć jak most wygląda. Otworzyli go kilka tygodni temu, wcześniej można było tylko przepłynąć promem – wyjaśnia Haical. – Po prostu się cieszą.
Po drugiej stronie lądujemy w labiryncie kolorowych, wąskich, tłocznych uliczek w centrum. Trąbią skutery i samochody, a za nimi podążają riksze – służące albo za taksówki, albo za pojazdy do przewożenia towarów – te są tak pełne, że nie widać kierowcy.
Tu nie ma turystycznych knajpeczek. Lądujemy w takiej, gdzie śniadanie, w oparach papierosowego dymu, jedzą tutejsi. Wymykam się na chwilę po haust świeższego powietrza i od razu się zachwycam.
Tu znowu, tak samo jak w Palu, wszystko jest bardzo prawdziwe. I tak – to ja jestem tu chwilowo największą atrakcją, na której na kilka sekund zawiesza się wzrok każdego. Ale po tych kilku sekundach, każdy z nich wraca do swoich obowiązków, nie przejmując się specjalnie moją obecnością. Jakiś gość naprawia koła od rowerów, inny przysnął na stosie świeżych owoców, dziadek wypycha nieśmiałą wnuczkę do zdjęcia, a sam chowa się za rogiem. Tylko kierowcy riksz zagadują po swojemu, namawiając mnie na przejażdżkę.
Namalatu Beach
Po śniadaniu docieramy na plażę Namalatu. Wszyscy krzątają się nerwowo i kończą próbę generalną. Kilka minut później, na platformie tu przy brzegu, zaczyna się przedstawienie. W tle Morze Banda, nad nami palmy niebezpiecznie wręcz obwieszone kokosami, przed nami – lokalne dzieciaki w pięknych strojach.
Saureka-reka to tradycyjny taniec Wysp Korzennych przedstawiany przez chłopców i dziewczynki, przy akompaniamencie bębnów (tzw. tifa), cymbałów, gongów i muszli, służących za trąby. Rytmiczny i pozytywny. To taniec na przywitanie – tak pięknie nas wita Ambon, szybując szybko na liście naszych ulubionych miejsc i doświadczeń.
Świeży kokos okazuje się niezbędny, żeby ochłonąć. Na szczęście nie spadł na głowę.
Miasto Ambon
Po plaży – czas na miasto.
W samym mieście jest kilka symbolicznych punktów dla jego historii i tradycji. Zwiedzanie zaczynamy od uderzenia w Światowy Gong Pokoju (World Peace Gong), który stanął w centrum miasta w 2009 roku i ma przypominać mieszkańców, że to wzajemna pomoc i wsparcie są w życiu najważniejsze. Zgaduję trochę, ale myślę, że pomnik mógł powstać w efekcie krwawej rebelii między muzułmanami a chrześcijanami, która miała tu miejsce między 2000 a 2002 rokiem.
Potem stajemy pod potężną statuą Marthy Christiny Tiahahu – kobiety walczącej, która czuwa nad Ambon z szczytu wzgórza Karang Panjang. To ona, u boku ojca, stawiła się holenderskiej okupacji. To chyba najlepsze miejsce na oglądanie panorami miasta.
Po obiedzie, do którego przygrywa nam weselny zespół, jedziemy w miejsce, które może być wyjątkowo ważne dla moich współtowarzyszy, Australijczyków. W Ambon mieści się Commonwealth War Cementary, gdzie znajdują się groby australijskich żołnierzy, którzy zginęli w starciu z Japończykami podczas II Wojny Światowej (więcej na ten temat można poczytać tutaj). Dziś jest u piękny, zadbany park, przysłonięty koronami wielkich drzew.
Po mieście – czas na plażę.
Liang Beach
Następnego dnia czeka nas jeszcze jedno niezwykłe doświadczenie. Na uroczej plaży Liang Beach, miejscowi urządzają niezwykłe show, tzw. Szalony Taniec Bambusowy. Bambu Gila Dance, czyli Crazy Bamboo Dance, to szamańska tradycja z Moluków. Siedmiu najsilniejszych mężczyzn z wioski, trzyma dwu i pół metrowy bambusowy, gruby kij, który symbolizuje złe duchy. Z ich mocą walczy ogniem miejscowy szaman. Złe moce uciekają… Do kija dorwali się też nasi.
Złapać oddech udaje nam się dopiero wieczorem w hotelu. W Indonezji najlepiej smakuje zimne Bintang – szczególnie nad basen z takim widokiem.
Wtedy jeszcze nie wiedziliśmy, że najlepsze wciąż przed nami…
Na wyspę Ambon w Indonezji pojechaliśmy na zaproszenie Ministerstwa Turystki Indonezji wraz z grupą blogerów i dziennikarzy z Australii.
Naszym przewodnikiem i organizatorem na miejscu był przemiły Haical, który prowadzi biuro iLMi Tour. Haical może pomóc w zorganizowaniu waszego wyjazdu w tych rejonach – ilmitour2015@gmail.com. Więcej o Ambon znajdziecie na oficjalnej stronie Wonderful Indonesia.
Miło przeczytać że Ambon jeszcze nie “ucywilizowany” pod turystów. Do wielu miejsc po prostu boję się wracać – i to po 8-10 latach… Pozostała nazwa i lokalizacja ale MIEJSC z ich klimatem juz nie ma.
A na Moluki przyplynelam swego czasu statkiem “Rinjani” (PELNI company) – i dalej az do wybrzezy Nowej Gwinei ( Indonezyjskiej części wyspy ).