Za czym można tęsknić na emigracji? O czym marzy człowiek mieszkający za granicą z daleka od smaków, zapachów i wspomnień? Czy tęsknota za pierogami naprawdę istnieje?! Czy to tylko wymysły naszej wyobraźni?
Odpowiedzi na to i inne ważne pytania związanie z tęsknotami emigrantów, Polaków, których wywiało w świat, znajdziecie w tym wpisie.
Siedem lat mieszkania w Australii nauczyło mnie, że tęsknota nie znika. Ewentualnie przysypia na chwilę, łudząc cię, że już nie wróci tylko po to, żeby wrócić. Bo tęsknota to nieuleczalna choroba emigranta, z którą trzeba się bezustannie borykać.
Głowa idealizuje i człowiek cierpi. Za czym tęskni? To zależy, bo tęsknota, jak kobieta, zmienną jest. Raz się tęskni za twarożkiem z rzodkiewką, raz za Bożym Narodzeniem z zapachem choinki, raz za Warką Strong nad jeziorem. Innym razem zamiast twarożku z rzodkiewką na śniadanie jest soczyste mango, zamiast choinki w Boże Narodzenie są palmy, a zamiast Warki Strong — doskonałe, schłodzone białe wino na kempingu w Boodjamula National Park — i się nie tęskni wcale. Raz człowiek chce do rodzinnego domu, a chwilę potem przypomina sobie, że teraz dom jest przecież też tutaj i siada wygodnie w ukochanym fotelu z książką Olgi Tokarczuk, popijając kawę. Kolejnego dnia chlipie w poduszkę za czymś nowym. Bo znowu tęskni? Tęskni.
Za czym można tęsknić na emigracji?
Za bratnimi duszami, uśmiechami na znajomych twarzach, za ludźmi
Najbardziej tęskni się za ludźmi. Trudno byłoby inaczej, gdy miało się ich tak blisko przez większość życia, a teraz nagle są tak daleko. Za rodzicami, niedzielnymi obiadami, które w naturalny sposób stały się ulubioną rutyną, za sprzeczkami, pogaduchami, wylewaniem łez w maminy rękaw. Za poranną kawą z siostrą i rozmowami przerywanymi przez pospieszny, który przejeżdża za płotem jej domu. Za wyjściem na spacer z psem. I z przyjaciółką. Za wpadaniem bez zapowiedzi do ulubionych ludzi i zostawaniem na noc. Za byciem na imprezach, urodzinach i w te kiepskie dni. Za szczerymi uściskami dzieciaków, które tak szybko się zmieniają, że nie nadążasz. Tęskni się tak bardzo, bo wiesz, że oni też tęsknią, więc tęsknota ta ma podwójną moc.
Za swobodą wyrażania myśli i uczyć, po polsku
Żartowanie, krzyczenie, smutki i radości najłatwiej układają się w słowa po polsku. Ta swoboda wyrażania emocji w rodzimym języku to coś, czego bardzo brakuje. Gdy przychodzi kryzys niezadowolenia, zwany awanturą domową, przerzucanie się na polski dzieje się bezwiednie, co jest na to najlepszym dowodem. Szczęśliwie dla mnie (a może nie) Sam po polsku rozumie nie tylko przekleństwa, więc wymiana argumentów może toczyć się tak, jak każdemu wygodnie. Bywa też, że tej swobody brakuje w pracy. Wtedy, kiedy chciałoby się projekt opisać barwnymi porównaniami, których po angielsku jeszcze się nie opanowało lub zwyczajnie trudno odnieść się do rzeczywistości, w której człowiek nie dorastał. I te dziwne momenty, kiedy prowadzisz z australijską szefową czy znajomym dyskujsę i wylewa się z ciebie polskie zdanie. Ktoś udaje, że nie słyszał, ty, że to się przecież nie stało.
Za deszczem w słoneczne dni i spadkami temperatur, za pogodą
Tu, gdzie mieszkam, w Brisbane, słońce świeci przez ponad 280 dni w roku. Subtropikalny klimat sprawia, że twoja skóra praktycznie nigdy nie wysycha, a adaptacja do pogody, że wełniane skarpety zaciągasz pod kolana już przy 18 stopniach. Zróżnicowanie pogodowe i pory roku, w których świat i twój nastrój wyglądają inaczej, sprawiają, że bardziej doceniasz to, co dobre. Ceglane liście spadające z drzew, skrzypiący śnieg pod podeszwami i zapach pierwszej skoszonej na wiosnę trawy pobudzają zupełnie inne zakątki twojej głowy, niż jednostajny upał. Tak bardzo, jak kocham to błękitne niebo, które mam za oknem na co dzień, tak samo mocno tęsknię za tym szarym i niekończącą się mżawką. I te długi dni latem — tego bardzo mi brakuje.
Za malinami jedzonymi garściami, za ogórkami małosolnymi, za jedzeniem
Smaki można odtwarzać, a im dłużej jest się emigrantem, tym łatwiej przychodzi robienie kopytek czy pomidorowej, jednak… to nie to samo. Są produkty, które w Polsce znaleźć można w każdym spożywczaku, a zdobycie ich na emigracji to niemal misja niemożliwa. Weźmy na ten przykład twarożek. Australijczyk obróci się poruszony, bo jak ty możesz TO jeść, a ty wydałeś właśnie na TO dziesięć dolarów i wiozłeś w walizce z Melbourne przez 2000 kilometrów. Kwaśne wiśnie, bób z koperkiem, bitki w sosie chrzanowym, majonez Kielecki i ogórkowa zawsze wtedy, kiedy masz na nią ochotę — tego nie ma. Maliny są droższe niż złoto, więc dawkujesz sobie po jednej, zamiast jeść garściami. Jagód nie ma, agrestu, porzeczek, borowików, świeżych krówek, jeszcze ciepłych prosto z manufaktury też nie. Szczęśliwie pieczenie chleba z chrupiącą skórką opanowane mamy do perfekcji.
Za kałużami na ulicy Podgórnej, za goframi w Sopocie, za miejscami
Za czym można tęsknić na emigracji? Są takie miejsca, które znasz na tyle dobrze, że wiesz, gdzie robią się kałuże. Dla mnie to Milanówek — miasto z którego pochodzę, dom. Są takie miejsca, do których masz sentyment, bo tam odbywały się szaleństwa dziecięcych wakacji. Dla mnie to Mazury. Są takie miejsce, gdzie robiłeś „te wszystkie głupie rzeczy” na wyjazdach przyjaciółmi. Dla mnie to Sopot, a może Jastarnia. Miejsca szczególne, pełne sentymentów. Mam ulubione ulice w Warszawie, knajpy na Powiślu, parki na Żoliborzu, kiosk na Mokotowie (swoją drogą kioski też są super). Lubię wróble i bociany, wiewiórki i jeże wędrujące po ogrodzie, dziki przekopujące lasy. Pachnące lasy. I tak mam już swoje ulubione zakątki w Brisbane, ulubione plaże, ulubione kempingi. Lubię kukabury i kakadu, kangury i wombaty, ale to nie o porównania tu chodzi.
Za włosami jak z żurnala, za sklepami, usługami, produktami
Dobry fryzjer, do którego chce się wracać, bo za każdym razem, gdy się od niego wychodzi, to z zadowoleniem, to jedna z tych rzeczy, których brakuje mi w Australii. Trudno o dobrą jakość nie za miliony monet. Ulubiony sklep z bielizną, czy majonez, szeroki wybór produktów z każdej kategorii — takie przyziemne sprawy, które nagle stają się sferą marzeń. Z wielu swoich przyzwyczajeń człowiek zdaje sobie sprawę dopiero po przeprowadzce, a potrzeba czasu, aby wyrobić nowe.
Za czym można tęsknić na emigracji? Za czym zatęsknię jutro? Może za centralnym ogrzewaniem, jak przez te kilka tygodni w roku na zewnątrz i w domu będzie 5 stopni? Może za chodzeniem na grzyby, bo przyjdzie jesień? Może za bliskością Berlina czy Barcelony, gdy po piętnastu godzinach w aucie wciąż będziemy w tym samym stanie? A może za niczym?
Świetnie to ujełaś!
Najbardziej podoba mi się porównanie tęsknoty do nieuleczalnej choroby, chyba to od Ciebie zapożyczę o ile mogę. Bo najbardziej wkurza mnie jak ktoś pyta “tesknisz za Polską?” !!!!
Chociaż mieszkam tylko w Niemczech, (1,5h lotu do rodzinnego Krakowa) to nie da się latać do domu zbyt często, skoro żyje się już tutaj…
No właśnie domu… gdzie on właściwie jest, bo jeszcze nie tutaj, ale i już nie tam…
Tu mam wspaniałego męża, nowych przyjaciół, całkiem fajną pracę, za niecałe 5 miesięcy poznamy naszą córeczkę !
To jednak czegoś brakuje. Wychowałam się w kraju nad Wisłą! Smaki, zapachy, wspomnienia to coś za czym nigdy nie przestaniemy tęsknić! Chyba człowiek taki już jest…
Był kiedyś taki krakowski zespół Pod Budą, spokojną muzyczką, ale ich teksty to po porostu wisienka na torcie!
https://www.youtube.com/watch?v=lWyoTw0wudM
https://www.youtube.com/watch?v=L6VBhIcBoVU
Jak mam gorszy dzień to te piosenki wzruszają mnie do łez… Posłucham, popłaczę i mi na chwilę przechodzi 🙂
Pozdrawiam!
A ja jeszcze nigdy za granicą nie mieszkałam, ale nie wyobrażam sobie stąd wyjeżdżać. Smutno mi się robi, gdy znajomi tylko mówią gdzie się wynieść, bo wszędzie poza Polską jest lepiej. Uwielbiam podróże i za granicą ekscytuje się wszystkim, łącznie ze znakami drogowymi, ale jak wracam do kraju to zawsze z myślą “Ale Polska jest wspaniała”. Bo tu jednak jest nasza mentalność, nasz język, nasi ludzie, pyszne jedzenie, 4 pory roku, piękna przyroda. Nie wiem jak się życie potoczy, może kiedyś również wyląduje na emigracji, ale kocham ten kraj całym sercem i nie chcę go opuszczać.
Kocham go razem z Tobą!
Cześć!
Pięknie to podsumowałas! Ja tak okropnie tęsknie za PL i juz nie mogę sie doczekać kiedy tam polecę! Pozdrawiam z Melbourne!
AB
Niesamowite, jak jednym krotkim wpisem podsumowaliscie emocje, ktore towarzysza mi na co dzien… Australia jest swietna i nie zamierzam z tym polemizowac, ale zycie na obczyznie nie jest latwe. I co ciekawe, tesknimy za tymi najprostszymi rzeczami. Dobrze, ze Sam mowi po polsku, moj Aussie zna tylko pare zwrotow! Ale do psow (w koncu jeden z Polski przylecial!!:)) mowimy piekna (ja) i prosta (Aussie hubby) polszczyzna. Pozdrawiam z Sydney!
Cześć Marysiu! Niesamowite, jak jednym komentarzem sprawiłaś mi wiele radości 😉 Dzięki! Tak, mam szczęście, że Sam mówi po polsku. To prawda. Mam nadzieję, że kiedyś uda nam się spotkać w Sydney, albo w Melbourne?
Julio, bardzo bym sobie tego zyczyla! 🙂 ja oczywiscie zapraszam do Sydney, zawsze jest tu co robic. Do Melbourne chetnie sie wybiore, niedawno bylam w Brisbane, czy tam aktualnie mieszkacie?
A propos tesknoty – mi pomaga polski sklep i (naprawde!) dobre polskie przysmaki 🙂
Ale szczerze mowiac mysle, ze najlatwiej (co nie oznacza najlepiej) jest niestety sie troche zdystansowac do tego, co zostalo w PL, inaczej tesknota nie pozwoli normalnie funkcjonowac.
PS Zazdroszcze Japonii, have fun!!
PS2 Bylismy pare tygodni temu w NZ, uwielbiam to, ze z AUS ten “koniec swiata” jest tak blisko 🙂
A ja jestem w UK, studiujuje i najbardziej za czym tęsknie to jedzenie (jak to facet), ale brakuje mi także małych sklepików z Panią Dorotką i pysznymi i świeżymi warzywami i owocami ale i, małych warsztatów z prawdziwymi specjalistami, piękynch nieprzeludnionych jezior i lasów ze świeżym powietrzem, spokoju. Jednak tak to jest, że jak byłem w Polsce to się męczyłem, jak mnie tam nie ma to mi jej brakuje…
Polecam film BiPoland wykonany przez Matty Brown. Nazwałem go swojego czasu Pan Tadeuszem XIX wieku. Wzruszająco piękny.
https://www.youtube.com/watch?v=lZ6XD1-26w0
Wow! Super filmik! Dziękuję za link. bardzo mi się podoba. Serdecznie pozdrawiam z Australii i życzę… mniej tęsknoty 😉
Cieszę się, że znalazłam Twoją stronę. Już ją zapisuję.. Jestem w Kantonie czwarty miesiąc i.. trudno mi jednoznacznie określić, co czuję. Czasami brakuje mi polskiego jedzenia, rodziny, przyjaciół, niekoniecznie w tej kolejności. Wiem też, że przyjazd tutaj był jedną z moich najlepszych życiowych decyzji. W przyszłym roku chcę stąd polecieć do Australii, może się wtedy spotkamy. Pozdrawiam i życzę szczęścia. 🙂
Cieszę się też, że znalazłaś moją stronę i że się odezwałaś 🙂 Na pewno musimy się spotkać, więc konieczne daj znać, jak będziesz lecieć! Dziękujemy i też życzymy powodzenia w Kantonie! 🙂
Jaki piękny wpis <3
Bardzo dziękuję 🙂
Bardzo lubię Twój blog 🙂 dziękuje, że jesteś!
Ja jestem na emigracji…i dziś wiem co czuł Mickiewicz :).
Z dalekiej perspektywy wszystko wydaje się piękniejsze , nawet najmniejsze szczegóły.
Ja tęsknie za przyjaciółmi i rodziną, za językiem, za niektórymi produktami polskimi, za gościnnością i otwartym sercem :).
Tu gdzie jestem jest też pięknie, ale nieustannie czuje się obco… nie u siebie. Czy Ty też tak masz ?
Pozdrawiam serdecznie
Ja dziękuję, że jesteś Aga i dziękuję za miłe słowa. To jest prawda – wszędzie dobrze gdzie na nie ma. Czy czuje się obco? Trochę tak, ale jestem tu dopiero rok, więc może to kwestia czasu?
MArtynek podpisuje sie pod Twoim postem!
Ja juz od prawie pieciu lat mieszkam na Cyprze… I tez tylko I wylacznie z powodu polowki pomaranczy;)
Tesknie za wszystkim! Nawet za zima I sniegiem I za narzekaniem I za korkami w Krakowie ….
Z Cypru do domu to też całkiem drogo, co? Ale przynajmniej masz te palmy za oknem i plażę w zasięgu. 🙂
Zimy nie cierpie, to już mi się chyba nie zmieni, chociaż kochana połówka stara się mnie wkręcić w zimowe sporty i może jeszcze tak ze dwa sezony i coś z tego będzie.
Po przeczytaniu tego wpisu i waszych komentarzy mało brakowało a zabukowałabym lot do Warszawy. Powstrzymałam bo nie dostanę urlopu, ale jedną noga czułam sie już w domu. Fajne uczucie, nawet takie niespełnione…
Ściskówki! <3
I dla Ciebie też ściskówki Martyna! A w sporty zimowe proponuję się wkręcać w Nowej Zelandii!!!
tak to jest jak się jest daleko od domu..
Mieszkam od 5 lat w Czechach i czuję się dokładnie jak Ty. Wyobraź sobie że tu z Pragi podróż do mojego rodzinnego Olsztyna zajmuje tyle co podróż z Australii – jakieś 11-12 godzin. Dla mnie to tragedia 🙁 – jak na złość bliżej miałabym gdybym mieszkała dalej, na przykład w UK. Tęsknie na zabój, chociaż ja też mam dużo szczęścia, bo z moją drugą połówką również rozmawiam po polsku w domu (Marian pochodzi z Czeskiego Cieszyna). Ale wiesz, co jest najbardziej bolesne? Moje miasto się zmienia, niedawno w Olsztynie wyrósł przepiękny park centralny który momentalnie stał się ulubionym miejscem ewentów i pikników. Życie moich przyjaciół toczy się dalej – tak jakbym nigdy nie istniała. Publikują zdjęcia z tego co się tam dzieje, z miejsc które znam, z koncertów na które chodziliśmy razem, a teraz? Czuję się jakby ktoś wymazał mnie z moich własnych zdjęć, z własnego pamiętnika. Tak bym chciała tam być z nimi i czuć to co kiedyś. Tu na obczyźnie nie umiem zawiązać takich przyjaźni i gdyby nie mój Maryś naprawdę uschłabym z nieszczęścia na wiór.
Kiedy wracam na wizytę to czuję wręcz świąteczną atmosferę, bo mogę być z nimi i choćby nie wiem co się działo – znajdą dla mnie czas. I przez to kiedy wyjeżdżam do Pragi nie mogę dojść do siebie przez tydzień, popłakuję sobie po kątach aż wsiąknie we mnie z powrotem tutejsza rzeczywistość.
Bardzo często myślę o powrocie do Polski, ale na przekór wszystkiemu tu w Czechach też jestem szczęśliwa i czasem się zastanawiam, czy tęskniłabym podobnie za Pragą, za naszym życiem tutaj gdybym je zostawiła i wróciła do domu. Może tak już ma być… Uściski.
Też się tak czuję, dokładnie jakby ktoś mnie wymazał. Niby wszyscy o mnie pamiętają, a jednak.. To jest bardzo niefajne. Pewnie tęskniłabyś za Pragą (swoją drogą nigdy nie byłam, więc pomieszkaj tam trochę. Odwiedzimy Was :)).
A ja tam bym sobie chętnie trochę potęskniła na jakieś emigracji w ciepłych krajach. Widzę to tak: palma, biały piasek, turkusowa woda w oceanie i trójwarstwowy drink w dłoni 😉
na plaży to i ja bym chętnie potęskniła 🙂
Jestem od kilku miesięcy w USA i póki co nie tęsknię za Polską. Za rodziną i przyjaciółmi tak, za krajem już mniej. Cieszę się, że również mam możliwość rozmawiania ze swoim mężem po polsku. No i na szczęście jest skype! Wiadomo – to nie to samo co kontakt na żywo, ale lepszy skype niż nic.
Ja nie tęskniłam tak bardzo. Jakoś wbrew temu, co oczekiwałam, a oczekiwałam że przywyknę, z czasem tęsknię bardziej… I zgadzam się – skajp to skarb 🙂
Trafiłaś w samo sedno…zacząłem już szukać pracy w Polsce, chcę wrócić już na stałe, a wyjeżdżać za granicę już tylko na urlop – fajnie, że jest Skype, bo nie tylko można sobie pogadać z rodziną czy przyjaciółmi, ale też umówić się na rozmowę o pracę 🙂 Pozdrawiam z Inverness
A skąd wracasz? Bo ja zostaję, mimo że tęsknię, to lubię być tu gdzie jestem…
Mieszkanie w innym kraju, na innym kontynencie jest wspaniałym doświadczeniem, ale czasami nieco gorzkim. Julia mam podobne rozterki do Twoich. Często jednak sama przywołuję się do porządku i staram się żyć tu i teraz. Nigdy nie wiemy co się stanie za rok, za dwa. Nie jesteśmy w stanie wszystkiego zaplanować. Nic nie dzieje się bez przyczyny. Pozdrowienia z Toronto.
Przywołałaś do porządku i mnie! Dziękuję 🙂
Ja za alkoholem akurat nie tesknie, bo mamy tu w sklepach nawet Zubrowke, ale za wszystkim inym tak! Fajnie, ze udalo wam sie odwiedzic Polske podczas najpiekniejszej pory roku:) Ja lece za rok i kawalek i juz sie nie moge doczekac.
Żubrowkę też i my mamy, ale nie można jej kupić na stacji benzynowej 😉
Mieszkam już w Pekinie pół roku i doskwieraja mi te same problemy. Jakie było moje szczeście gdy po otwarciu zapomnianego kartonu mleka zobaczyła twaróg, co zainspirowało mnie do narobienia pierogów ruskich! I tak, za rodziną tęskni się najbardziej, wracam do kraju za miesiąc na 2 tygodnie bo już umieram z tęsknoty za rodzicami, rodzeństwem, siostrzeńcem, moim małym kundlem, za przyjaciółmi, za znajomymi miejscami, zapachami… właśnie odkryłam Twój blog, jest super! Pozdrawiam! 🙂
Fajnie, że odkryłaś 🙂 Miło Cię tu widzieć Patrycja! Co robisz w Pekinie?
Sądziłam, że na emigracji nie będę tęskniła za niczym co jest “polskie”, ale przyznaję, że taniego i wszechobecnego alkoholu albo niektórych produktów typu biały ser w Norwegii mi brakuje 😉 Mimo wszystko są to drobiazgi, które nie mają znaczenia w obliczu wszystkich rzeczy, które mnie w Polsce zawsze irytowały. Za rodziną i przyjaciółmi zawsze się tęksni, więc sama wiem, że łatwo nie jest, a im dalej się jest tym na pewno trudniej, bo będąc “na końcu świata” każdy wypad do Polski to już grubsza wyprawa. Tym bardziej podziwiam Was za odwagę i wytrwałość i pozdrawiam (tym razem z Polski…)!
Z Polski?! Szczęściara 🙂
Tak pięknie to napisałaś, że aż mi sie łza w oku zakręciła. Ja właśnie jestem w Polsce, zajadam się truskawkami, nagadać się nie mogę z rodziną i przyjaciółmi, tyle się dzieje. Ale za dwa dniu muszę wracać do mojego wiedeńskiego domu, bo tam też ktoś na mnie czeka. Niby blisko, więc mniej więcej co 3 miesiące mogę być u mamy, ale czasem nawet te 3 miesiące ciężko wytrzymać. Zawsze chciałam mieszkać, w Australii, ale nie wiem jak bym zniosła te długie rozłąki. Pozdrawiam cieplutko Kasia
Dziękuję Kasiu 🙂 I ja Cię pozdrawiam!!! I Polskę pozdrów!
Czyżby Sam mówił po polsku? Ja chyba potrzebuję wyjechać, zeby znów za tym wszystkim zatęsknić, bo im dłuzej siedzę w Polsce to tym bardziej wsiąkam w stan, że nic mi się tu nie podoba. Ale jak wyjechałam swego czasu do pracy za granicą to tęskniłam niczym Mickiewicz. Chyba najbardziej kocham polskie absurdy z daleka.
Czyżby mówił 😉 Bo to tak jest – wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma…
Rozmawiacie W domu po polsku jak to?
Hehe 🙂 Tajemnica 😉
my też tęsknimy, bardzo
i to wcale nie jest tak, że można się przyzwyczaić i nie nie tęsknić albo mniej tęsknić albo inaczej tęsknić…
bo jak masz siostrę, która zawsze jest i na dodatek idzie się z nią dogadać (nie wspominając faktu, że chętnie zabierze Ci dzieci…) i nagle okazuje się, że niby jest ale jej nie ma, to jest niefajne… jest skype i telefon i FB i blog i listy są i paczki ale to i tak d…, bo inaczej się z kimś gada jak siedzi obok Ciebie…
i tak 6 miesięcy to jest moja górna granica, potem zaczynam się męczyć… w kwietniu się poryczałam z tęsknoty za siostrą (chore!!!!) , moja górna granica została przekroczona…
dobrze, że przyjechaliście
mała dawka cierpliwości znów wpłynęła na konto…
… ale codziennie jak dzwoni domofon i nikogo sie nie spodziewam, to sprawdzam czy za furtką nie ma małych i dużych butów – a nóż-widelec przylecieli… tak na weekend, na śniadanie….
buziaki, lofU
Popłakałam się, wiesz może lepiej nie komentuj tu nic, co ;)?
Kiedy mieszkałam w USA ludzie często mnie pytali czy tęsknie za Polską, w przeciwieństwie do Ciebie za Polską jako krajem nie tęsknie ale za rodziną, przyjaciółmi to i owszem. Chyba jestem w lepszej sytuacji bo nie przywiązuję się do miejsc, jedzenia czy pogody 🙂
Bądź twarda, zwiedziłaś pół świata więc i z tym sobie poradzisz, tym bardziej że masz Sama 🙂
życzę Ci częstych podróży do Polski 🙂
Nawet nie czytając tytułu od razu kliknęłam we wpis. Jestem na emigracji w Oslo, zbieram tutaj na podróż dookoła świata. Niby blisko od domu, bo w Europie, ale jednak daleko… Musiałam wczoraj kupić bilety na sierpień, żeby chociaż na chwilę pobyć z najbliższymi. Fajnie, że Samowi najbardziej przypadła do gustu Polska. Życzenia wytrwałości 🙂
Dzięki Nadia! A Tobie udanej podróży i czkamy na relacje!
O kurczę… Trafiłaś w samo sedno tego, co ostatnio czuję. Świetny tekst, też się wzruszyłam!!! Od prawie półtora roku mieszkam z chłopakiem w Tajlandii i rozmowy o odwiedzeniu Polski pojawiają się coraz częściej. Tak jak piszesz, chociaż na chwilę… Coś czuję, że prędzej czy później tak się to skończy, bo po prostu nie wytrzymam! 🙂 Pozdrawiam cieplutko z Koh Phangan 🙂
Nie moglaś wcześniej pisać, że tam jesteś? Byśmy się w Tajlandii spotkali 😉