Skip to main content


© The Gospo’s

PamiętnikPodróż Dookoła Świata

Podróż dookoła świata. 10 lat później

By 15 listopada, 202210 komentarzy
Podróż dookoła świata. 10 lat później

Mija dokładnie 10 lat, odkąd wyjechałam w samotną podróż dookoła świata. Dokładnie 10 lat odkąd założyłam tego bloga (wcześniej whereisuli.com)! Za kilka miesięcy minie 10 lat odkąd zamieszkałam w Australii.

Wsiadałam do samolotu z ciekawością świata, ale na drżących nieco nogach. Włosy ścięte na krótko, aby uniknąć niepotrzebnego zainteresowania blondem. Czerwony, sprany polar po siostrze i dziesięciokilogramowy zielony plecak, w którym upchany był dobytek na 7 miesięcy. Nie wiedziałam, co mnie czeka. Nie wiedziałam, że… nigdy nie wrócę.

Minęło dziesięć lat

Siedzę przy kremowej wyspie kuchennej w domu na Sunshine Coast, który obecnie — razem z moim mężem Samem, którego poznałam te 10 lat temu w Australii (!) — wynajmujemy. Brudne gary nie mieszczą się w zlewie, kuchenka zalana wczorajszym obiadem, a ja wciśnięta między karton po mango, butelkę po soku i deskę z Ikei zasypaną okruszkami. Zza drzwi pralka dała znak, że zakończyła pracę i teraz moja kolej. Czasu jest niewiele. Nasz półtoraroczny synek, śpi już godzinę. Ale dzisiaj zamiast domowych obowiązków wybieram spisanie myśli i złapanie emocji.

Chciałabym powiedzieć wam, że dokładnie wiem, jak czułam się te 10 lat temu, wsiadając do samolotu. Jednak dzisiaj już tego nie pamiętam, tyle się wydarzyło. Tym bardziej cieszę się, że i wtedy potrafiłam znaleźć chwilę na spisanie myśli i złapanie emocji.

Moja podróż zaczęła się szczęśliwie — szampanem w samolocie i słowami: „Dziękujemy Pani. To dla nas bardzo ważne”. Co się wydarzyło? Jakiś Pan w samolocie bardzo się awanturował, bo zawsze siedzi w ostatnim rzędzie i w tym samolocie też miał miejsce na końcu, ale… policja eskortowała jakiegoś zbója. Musieli siedzieć na końcu, zbój między nimi, a biedny Pan został eksmitowany kilka rzędów do przodu. Wkurzył się. […] Stewardesa zapytała, czy mogłabym się przesiąść. „Mogłabym”, odpowiedziałam. […] I w połowie lotu niespodzianka. Przychodzi Pani stewardesa i mówi, że cała załoga dziękuje mi za pomoc. Stawia przede mną szklankę szampana […].

To fragment pierwszego tekstu z podróży, który pojawił się na tej stronie pod tytułem „Jak to w Bangkoku”.

Od października 2012 roku do kwietnia 2013 regularnie opowiadałam o tym, co mi się przytrafia, co spotyka mnie w drodze. Szczerze (może czasem aż za), bez zbędnego lukru, nie udając i nie zgrywając. Przede wszystkich ubierając wszystko w słowa, łapiąc w nie szczegóły. Bo aparat sprzedałam przed podróżą (!), żeby oszczędzić miejsca w bagażu, a aplikację Instagram używałam jedynie do edycji zdjęć z telefonu (to jej można podziękować za ich… urok tudzież brak). Miałam czas, żeby obserwować codzienność i gubić się na nieznanych ścieżkach. Miałam czas, żeby pisać. Bo tak wybrałam.

Tajlandia
Malezja
Indonezja
Australia
Nowa Zelandia
Polinezja Francuska
Chile
Peru
Meksyk
Kuba

Wszystkie teksty o podróży dookoła świata, znajdziecie tutaj.

Dzisiaj przez moją głowę przebiega dzikie stado myśli. Tupie, trzepocze, przepycha się. Nie wiem, czy chcę wspominać, czy może tłumaczyć się z nieobecności przez ostatnie miesiące (bardziej przed samą sobą niż przez wami).

Wybija mnie z tego nadlatujące z drugiego pokoju „Mamama”. Cichnie po chwili. Wiem już, że to na chwilę.

Wyjechałam w podróż dookoła świata…

Wyjechałam w podróż dookoła świata bez poczucia komfortu i przekonania, że ta wyprawa coś szczególnie zmieni. Moja kariera zawodowa w telewizji zapowiadała się dobrze, ale byłam wypalona pracą, intensywnością, potrzebowałam odetchnąć. Chyba wtedy czułam (chyba, bo naprawdę nie pamiętam), że ginę w nadmiarze, który stawał się powtarzalną codziennością. A może nie wiedziałam, czego chcę, ale wiedziałam, że muszę gdzieś zboczyć i spróbować przez ułamek życia, pożyć je inaczej?

Wyjechałam w podróż dookoła świata bez doświadczenia podróżniczego, nie wiedząc, co robię, na co piszę. Z odwagą, ale tą dopiero po latach jestem w stanie u siebie docenić. Byłam odważna. Czy się nie bałam? Bałam. Ale mimo tego strachu i tak podjęłam odważny krok, przełamując wiele własnych granic. Jednocześnie, kupując bilet dookoła świata, nawiązując relacje w różnych jego zakątkach jeszcze przed wyjazdem, zapraszając do spotkań w drodze bliskie mi osoby, stworzyłam sobie swoistą poduszkę bezpieczeństwa. I było po mojemu.

Wyjechałam w podróż dookoła świata, z której nigdy nie wróciłam, bo się zakochałam. W Brisbane poznałam Sama. Nie szukałam miłości, żadnej bliskiej relacji, romantyzmu. Na tamtym etapie, te 10 lat temu, byłam szczęśliwa ze sobą! Zostawiłam daleko za plecami destrukcyjny związek i zerwane zaręczyny. Po niemal rocznej terapii (kto 12 lat temu chodził do psychologa?!; za tą decyzję też dzisiaj siebie sama bardzo doceniam) poskładam kilka puzzli mojej rozbitej głowy i serca, i dmuchnęłam we własne skrzydła.

Zatrzymujemy się na górze. To stare wysypisko śmieci z niezwykłym widokiem. Obserwujemy miasto, słońce zaczyna wschodzić, a my siedzimy i patrzymy się przed siebie, i jakimś cudem łapiemy się za ręce, i… Coś kliknęło. Jest super. Wyjątkowy początek nowego roku. To będzie mój rok. 2013 będzie mój. Wiem to. Przede mną ważne 12 miesięcy…

Notując ten moment w ostatnim tekście z Australii, nie miałam pojęcia, że ten rok będzie tak ważny. Przygoda? Motyle w brzuchu? Why not. Ale emigracja?!

Nigdy nie marzyłam o wyprowadzce z Polski ani o zamieszkaniu w Australii na stałe. To byłaby wtedy myśl całkowicie abstrakcyjna! A jednak… Kompilacja moich życiowych decyzji, decyzji ludzi, których spotkałam w drodze, szczęścia i przypadku, dały taki efekt, że mieszkam po drugiej stronie globu i czuję się tu jak w domu (teraz, bo nie zawsze tak było).

Wyjechałam w podróż dookoła świata i była to najmądrzejsza decyzja w moim życiu. Nie dlatego, że znalazłam miłość czy wyemigrowałam do Australii (chociaż i to jest bezdyskusyjnie składową hasła „mądra decyzja”), ale dlatego, że znalazłam wtedy siebie. Nauczyłam się również, jak szukać, gdy znowu się zgubię.

Co teraz

I może właśnie dlatego w ostatnim roku musiałam zwolnić, odsunąć się na chwilę od internetowej przestrzeni (o social mediowym detoksie pisałam tutaj), od podglądania ludzi, którzy w jakiś sposób działali mi na nerwy i od kilku toksycznych relacji?

Zostałam mamą; nietrudno się wtedy zgubić i zacząć kwestionować codzienność. Zawodowo nie do końca potrafię się określić nawet dziś. Do tego dodany jeszcze pandemiczny miks wszystkiego. Wybuchowo. Wiedziałam, że jest to moment na zadbanie o swoją głowę, dwa lub trzy głębsze oddechy dziennie, powolne wydeptywanie nowych ścieżek.

Patrzę na te moje zapiski na blogu z sentymentem, czując, że oprócz bycia pamiętnikiem i poradnikiem, jest też (a może przede wszystkim) moją terapeutyczną przestrzenią.

Będę tu częściej. 

10 komentarzy

Leave a Reply