W Australii zacumował polski jacht, jacht z historią niezwykłą, jacht Czarny Diament. Nie mogłam odpuścić sobie okazji do spotkania człowieka z historią niezwykłą, Kapitana Jerzego Radomskiego.
„O! Jesteście”, spod pokładu wychodzi straszy facet, z siwą brodą i rękoma usmarowanymi smarem, taki kapitan z prawdziwego zdarzenia. Jedyne czego mu brakuje, żebym stać się bohaterem wzorowego, żeglarskiego obrazka, to fajka.
„Wchodźcie”, zaprasza nas entuzjastycznie i ściska, jak najbliższych przyjaciół.
Na drewnianym stoliku ląduje świeży chleb, smalec i cynamonowa herbata. Na deser najsmaczniejsza szarlotka, według przepisu podróżniczki i mojej towarzyszki, Basi Meder. A na popitkę – rum. Jakby mogło być inaczej?
I zaczynają się morskie opowieści…
Kilka dni temu do portu w Brisbane przypłynął polski jacht, Czarny Diament, a na tym jachcie jego kapitan, człowiek legenda, Jerzy Radomski. Historie kapitana i jachtu należą do tych niezwykłych.
Kpt. Radomski zbudował go w latach siedemdziesiątych na terenie Kopalni Muszynica, a potem wypłynął w świat. Odbył najdłuższą podróż w historii polskiego żeglarstwa i gdy kilka lat temu wrócił do Polski, przywitany hucznie w Świnoujściu, myślał że to już koniec wielkich przygód, ale…
„Ja chciałem żyć!”, powiedział mi wspominając tamte dni.
Trzy lata temu, tym samym jachtem, wyruszył w sentymentalną podróż dookoła świata. Ma za sobą Atlantyk, poszukiwanie przyjaciół w Ameryce Środkowej, Polinezję Francuską, Nową Zelandię, a teraz przez kilka miesięcy płynie wzdłuż australijskiego brzegu, przez Whitsundays, Cairns, aż do Darwin.
Opowiada, jak przez tygodnie przekopywał rafę, żeby u wybrzeży Afryki wyciągnąć swój jacht z tarapatów. Opowiada o czasach spędzonych w Tanzanii, gdzie ślub brał jego syn. Dyskutujemy o Kubie i Kubańczykach. Okazuje się, że w tej dyskusji wiele nas łączy, wiele spostrzeżeń zarejestrowanych jest z tego samego punktu widzenia.
Oczywiście pytam też o piratów, bo czy oni istnieją naprawdę? Istnieją, ale kapitan nazywa ich raczej zbójami i wyciąga z rękawa historię o jednym takim, którego postrzelił z kuszy.
A potem przychodzi do tych najbardziej wzruszających wspomnień. Mówi o córce dawnego kolegi, którą odnalazł w Ameryce Środkowej, podczas tej sentymentalnej podróży. Potem o kolejnej, którą spotkał tu, w Brisbane.
Nagle z kieszeni wyjmuje karabińczyk z małym hakiem. Napisana jest na nim data, już lekko wyblakła – kwiecień 1983. To z czasów, kiedy w Australii wspinał się ze swoim polskim kumplem. Wczoraj spotkali się po raz pierwszy po 30 latach.
Z piętnastu minut na jachcie robi się godzina, potem dwie, trzy, cztery. Jurek ściska mnie, jak córkę, a na pamiątkę naszego spotkania daje mi swoją książkę „Burgas i Bosman. Psy z Czarnego Diamentu.”
Zarywam noc, czytając.
Następnego dnia wracam i znowu gadamy. Bo z Kapitanem można by tak nie godzinami, ale pewnie dniami. Jego życie to wielka przygoda, a spotkanie z Nim to wielka przygoda dla mnie. Bo tacy ludzie inspirują! Do spełniania marzeń…
Na razie fragment naszej rozmowy można posłuchać w polskiej audycji radia 4EB tutaj (trzeba wybrać „polish” i dolecieć do 30 minuty).
Jeśli podobał Ci się ten wpis – zostaw komentarz. Albo przekaż dalej!
Będzie mi bardzo miło. Julia
Historia z dreszczykiem muzę przyznać, wyobrażam sobie, że ja przed takim spotkaniem czułabym się jak przed spotkaniem z Steinbeckiem, który miałby mi opowiadać o “Podróżach za Charliem”.
🙂 Już się nie mogę doczekać, bo za kilka dni znowu się spotkamy 🙂
Pochodzę z tego samego miasta co kapitan Jerzy Radomski i z zaciekawieniem obserwowałam jego podróż. Jak sama mówisz jest to chodząca legenda 🙂
Uwielbiam Twojego bloga, i to właśnie Ty zainspirowałaś mnie do przemyśleń na temat podróży dookoła świata. Trzymaj kciuki żeby w końcu udało się pojechać 🙂
PS. to była kopalnia Moszczenica 🙂
Dzięki za poprawkę! Trzymam mocno i czekam w Australii Angelika!
Ale to bardzo ciekawy czlowiek ten pan Kapitan. Chcialabym tez sie z takim spotkac. Zazdroszcze pani. Narazie kupie ksiazke
Bardzo ciekawy i książka też fajna 🙂
Niesamowite, w 1979 roku pływałem na statku Andrzej Strug i pomagaliśmy Kapitanowi zejsc z rafy na Morzu Czerwonym. Tzn. glownie szalupą dostarczyliśmy żywność i sprzęt. Pamietam jak cała załoga sie męczyła. Biedni mieli niegojące sie rany(słona woda). Pamietam tez jak kilka lat temu powrócił do Polski. I znowu w rejsie… Pozdrowienia.
Szanowny Panie, proszę o kontakt w związku z kpt. Jerzym Radomskim. Trwa praca nad drugą książka kpt. Dotyczyc będzie rejsu Czarnego Diamentu tego sprzed lat, wraz z wątkami aktualnej podróży. Kapitan bardzo dokładanie opisał przygodę na rafie, ale byłoby ciekawe dołączyć relacje członka załogi statku, który mu w tAmtym czasie pomagał. Mój e-mail: d.kobierowska@op.pl‘ jestem redaktorką pierwszej książki “Burgas i Bosman psy z Czarnego Diamentu” i kolejnej, nad którą właśnie pracujemy. Łącze pozdrowienia Dorota Kobierowska-Dębiec
Maćku, świat jest mały 🙂 Pozdrowię Jurka, bo za kilka dni znowu się spotkamy!
Mała poprawka, kopalnia Moszczenica się zwała…
Senkju!
ehhh takich spotkań zazdroszczę, kiedyś Cię o wszystko wypytam!
Zgoda 🙂