Po 3 dniach w drodze, z uszami (i nie tylko) zatkanymi czerwonym kurzem, docieramy do Broken Hill i trafiamy na plan filmowy.
Road trip Brisbane – Adelajda
Zapraszam Was na lekturę nowego tekstu z serii „W dupie nigdzie”. Jeśli nie przeczytaliście wcześniejszego pod tytułem „Kupa kurzu w dupie nigdzie” i poprzednich dwóch z pustkowia, o upierdliwych muchach i największych hamburgerach świata, nadróbcie. Czemu? Bo klimat outbacku jest tu wyśmienity.
Po 3 dniach w drodze, z uszami (i nie tylko) zatkanymi czerwonym kurzem, docieramy do Broken Hill, którego nazwa zawsze z jakiegoś powodu myli mi się z Brokeback Mountain. Broken Hill, zwane też przez leniwych Australijczyków BH, to miasteczko górnicze, położone oczywiście… w dupie nigdzie, gdzieś na outbacku w Nowej Południowej Walii.
Wypluci, z chęcią wysiadamy z auta. Nasz wypasiony nocleg mieści się na wyścigach konnych. Sprytny właściciel wykorzystuje posiadane zaplecze w przerwach między zawodami i udostępnia je kempingującym. Nie on jedyny w Australii z resztą. Na kempingu mieszczącym się na wyścigach konnych zawsze będziemy mieli wodę i łazienkę. I święty spokój. Przynajmniej do rana, bo rano ze snu obudzą nas pędzące konie.
Po pysznym śniadaniu (na kempingu wszystko smakuje lepiej, nawet stary chleb z pasztetem i zwiędłym ogórkiem) jedziemy na zwiedzanie miejsca, które najlepiej oglądać o zachodzie słońca, ale wczoraj najzwyczajniej w świecie nie mieliśmy już siły. Jedziemy więc teraz, oglądać wielkie rzeźby na pustyni.
Living desert sculptures to największa atrakcja Broken Hill, czyli dwanaście potężnych rzeźb wykonanych z piaskowca, ustawionych na szczycie góry. Stworzyli je artyści z całego świata podczas seminarium w 1993 i wykonali kawał dobrej roboty. To sztuka w najlepszym wydaniu, a w połączeniu z otoczeniem i opisanymi historiami – majstersztyk. Wstęp kosztuje ok. $6 od głowy.
U podnóży jest rezerwat, gdzie można zobaczyć i dotknąć pustynną florę. Oczywiście przepędzają nas muchy.
Więc ruszamy dalej, na objazd miasta. W Broken Hill mieści się największa na świecie kopalnia srebra, ołowiu i cynku. I najdłużej działająca kopalnia w Australii. Jest tu mnóstwo historii.
A w centrum – życie. Knajpy, sklepy, dobra, kawa. Wszystko w ładnej choć zrujnowanej zabudowie. Wreszcie! Bo tych wszystkich miasteczkach, które nie chcą umrzeć, wreszcie dotarliśmy do miejska, które chce żyć.
Tuż za granicami Broken Hill jest Silverton, miasteczko-celebryta. Stanowiło tło do przynajmniej 30 filmów i seriali, między innymi w Mission Imposibble II oraz Mad Max II, z którego właśnie słynie. I nie wiem, czy to wpływ tych wszystkich produkcji czy co, ale Silverton wygląda jak filmowa scenografia.
Oczywiście jest muzeum Mad Maxa z zachowanymi rekwizytami z produkcji i milionem zdjęć, autografów, wspomnień.
Po całej wiosce porozstawiane są kreatywnie pomalowane wraki aut. A obok nich pozostałości po budynkach. Kurz, muchy, czerwona ziemia, upał i susza. Klasyk.
Jest stary kościół, więzienie i oczywiście pub (miasto w Australii bez pubu nie istnieje).
Jest też galeria (zajebista) Johna Dynona, jednego z najlepszych australijskich artystów. A za ladą – on sam.
Tworzy obrazy pokazujące właśnie te australijskie pustkowia, te na których jesteśmy, w zabawny sposób. Jego malowidła pełne są głębokich kolorów i przepełnione prawdą o outbacku. Koniecznie zajrzyjcie tutaj, żeby zobaczyć więcej.
A my się zmywamy i przekraczamy granicę z Południową Australią. Chociaż ja już sama nie wiem czy to wszystko film, czy rzeczywistość.
Przeczytaj wszystkie wpisy z road tripu Brisbane – Adelajda – Wyspa Kangura:
- Pustynia i pięć kilo mięcha
- Strusie, muchy i górnicy
- Kuba kurzu w dupie nigdzie
- Czy to film czy rzeczywistość
- Ale przywitanie!
- W oceanie niezwykłości
- Inna strona i koale
Super zdjęcia. Podobny klimat spotkaliśmy w Coober Pedy. Normalnie inny świat.
Tak!! Tak!! Chcę tam, uwielbiam takie klimaty 🙂 Mam nadzieję, że będzie mi dane tak pojeździć 🙂 Super
Tego Ci życzymy 🙂 Jeden z najfajniejszych australijskich road tripów!
Faktycznie to wszystko wygląda trochę jak w filmie! Rewelacja! Taki roadtrip po Australii to marzenie. Bo autostopem chyba ciężko… 🙂
Ciężko! Tym bardziej, że „stanie na skraju drogi” jest tu nielegalne. Ale są tacy, którzy i autostopem przejechali całą Australię!
Świetny klimat i genialnie opisane wrażenia!
Dzięki 🙂
Dżizas, ale mi brakuje outbacku. Niesamowite zdjęcia, powiało klimatem – aż poczułem pył w zębach 😀
O to chodziło!
Niesamowicie fotogeniczne scenerie 🙂 Stąd też tytuł wpisu jest absolutnie adekwatny!
🙂 Miejsce magiczne – bez dwóch zdań.
WOOOOOOOW!!! Rewelacja.
🙂
Jest klimat… 🙂
prawda?
Fantastycznie! Takie przestrzenie tylko widzialam w USA…i pustke! I te drogi i piach
Piach i piach…
Najpiękniejsza nicość